sobota, 7 lipca 2012

Mała Syrenka

Wolontariusze- nie, lepiej nie. Tak będzie bezpieczniej, żadnych obcych. Szanuję, rozumiem omijam izolatkę.
Spotykamy się na trzy osobowej sali, odwiedzam Pawełka, jest sam, A. leży obok. Mama przygląda mi się uważnie. Wyczuwam dystans- dużo dystansu- próbuje rozluźnić go rozmową. Pyta o mnie. Odpowiadam cierpliwie na pytania wygodne i mniej wygodne, szczerze, delikatnie.. Tym razem nie udaje mi się przezwyciężyć  nieufności kapituluje i ustępuję jej miejsca. Z mamą A.na oddziale wpadamy na siebie często: korytarz, kuchnia, łazienka. Obdarzamy się ciepłymi uśmiechami, takimi bezpiecznymi zawsze na odległość. Nie mam żalu, nie czuję żadnych negatywnych emocji. Uczę się po raz pierwszy, że czasem towarzyszyć znaczy nie tylko umieć być przy, czasem znaczy też umieć wyjść.
Mijają miesiące.
Tego dnia wchodzę na oddział jak zwykle. Zahaczam o dyżurkę, rzucam szybkie uśmiechnięte dzień dobry. Zapuszczam się w rząd sal, nim zdążę gdzieś zakotwiczyć usłyszę znajomy głos. To mama A. Wita mnie ciepło, nawiązuje rozmowę, pyta o studia. Jestem zdziwiona tak nagłą zmianą, taką bezpośredniością. Odpowiadam, jednocześnie zastanawiając się nad powodem, nad oczekiwaniami, nad komunikatem zwrotnym. Próbuję zgadywać. Nieśmiało zakukuję przez szybę do sali, gdzie leży A., śpi słodko. Rzutem na taśmę  mówię: "To może ja Was jutro odwiedzę.
"A nie, nie, dziękujemy, ale my już stąd jutro wychodzimy". Głos jest radosny, promieniujący nadzieją. Można by rzec, że jeśli da się usłyszeć szczęście to właśnie je słyszę. Czekają jeszcze tylko na wyniki rezonansu, ale ten, tym razem nie daje powodów do niepokoju, ma być tylko potwierdzeniem zwiastunów szczęścia.
...................................................................................................................................................................
Na oddziale zalega dziwna cisza. Korytarze zdają się być pogrążone w melancholii. Czuję się jakoś nieswojo. Nie bardzo rozumiem, co się dzieje. Odwiedzam J. czekamy za obiadkiem. Ciocia Dietety stawia przed nami miseczkę ziemniaków.
"A. odeszła" szepce kobieta. Przyszedł wynik rezonansu nie taki, na jaki czekali.....
To było jakieś 3 lata temu. Nie zdążyłyśmy zbudować relacji, czas przerwał tamę nieufności, czasu zabrakło. Relacja została w sercu.