niedziela, 16 grudnia 2012

Martynka :-)

Historia Martynki jest historią niezwykłą, ale nie będę jej tu opisywać. Zobaczcie sami!
Uśmiech nigdy nie znikał z twarzy Martynki. Przez długie miesiące leczenia, przez chemio i sterydoterapię, przez badania i bolesne zabiegi ta dziewczynka zawsze szła z uśmiechem na ustach! Nigdy nie widziałam by płakała. Jej uśmiech rozgrzewał nasze serca! Jest jeszcze tyle serc, które musi rozgrzać  Pomóżmy Martynce zmieniać świat uśmiechem! :-)

niedziela, 9 grudnia 2012

Najtrudniej jest wtedy kiedy nie umiemy pomóc komuś kogo kochamy. Kiedy czujemy, że ktoś tak po prostu nam się wymyka. Kiedy kończą się nam pomysły i możemy tylko patrzeć i czekać. Nie wiemy co czeka go za zakrętem, ale  możemy się domyślać, że to nie będzie ciepła i bezpieczna przystań, której tak bardzo dla niego chcemy. Zostaje tylko ten strach, bezsilność i zupełnie niekonstruktywny bunt- bez moc.
W takiej sytuacji człowiek zaczyna się zastanawiać, w którym momencie popełnił błąd, co można było zrobić inaczej, dlaczego nie wyszło?  
Czy zawiodłam ja , czy los zawiódł? A może to był Twój świadomy wybór? Na ile świadomy , jeśli jednak?
Co będzie dalej? Czy sobie poradzisz? Co zabierasz z naszej znajomości? Czy wyszłaś z niej mocniejsza, silniejsza? Czy utwierdzona w przekonaniu, że dorośli zawsze zawodzą, że nie warto ufać ?  Ja zabieram z niej dużo ciepłych i dobrych chwil. Zabieram przekonanie, że na świecie są jeszcze fantastyczni ludzie tacy jak Ty i że warto ten poplątany świat zmieniać, żeby było w nim miejsce dla nich. Zabieram pytania, na które mi nie odpowiedziałaś, albo ja nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Tak bardzo chciałabym wiedzieć: O czym marzysz? W co wierzysz? Co ukryło się tam w środku, gdzie nikogo nie wpuszczasz? Wiem nie odpowiesz mi. To nic.
Zgubiłaś się, obie się zgubiłyśmy. Idziesz gdzieś, gdzie ja nie mogę za Tobą pójść. Zamknęłaś furtkę, nie zostawiłaś klamki. Ja zostawiam i Ty o tym wiesz - to wystarczy.
Między nami jest szyba. Chciałabym ja stłuc! Nie lobię tej szyby, wkurza mnie i drażni. Płaczę. Łzy płyną po niej wolno. Czy ona jest przezroczysta? Czy Ty możesz je zobaczyć? Jeśli je zobaczysz może mi uwierzysz, może mi zaufasz.
Nie Ty ich nie widzisz, bo sama masz w sobie za dużo łez, tych niewypłakanych, tych schowanych. Wypłacz je proszę! One mają moc rozpuścić szybę. Jeśli wyrzucisz tę gorycz, rozczarowanie, złość i poczucie zawodu powstanie w Tobie miejsce na spotkanie z drugim człowiekiem. To może być piękne spotkanie tylko Ty musisz na nie wyjść!
Nie bój się! Idź, a jeśli zapragniesz wróć! Nie bój się wracać! O nic nie zapytam, po prostu się ucieszę, że jesteś!     

piątek, 7 grudnia 2012

Obiecałam..

Obiecałam Jej malowanie farbkami.
Potem było spotkanie ze znajomymi
jakiś ważny egzamin
Jesienna chandra
Nie zdążyłam....
Słowo rzucone na wiatr....
Śpij Maleńka (*)
przepraszam.
.

niedziela, 11 listopada 2012

Cukierkowy Chłopiec

Ma niespełna cztery latka, blond włoski i prześliczne niebieskie oczy. Na biało bladej twarzyczce te dwie iskierki świecą się i błyszczą jak małe leśne żuczki w pochmurną pogodę. Nie jest ufnym dzieckiem. Chyba nauczył się już nie ufać. Szybko, za szybko. Spędzamy razem kilka godzin. Oswajamy się ze sobą. Gramy w piłkę, w chowanego, budujemy wieżę z klocków rozsypując  je przy tym po całej sali, oglądamy książeczkę, rysujemy, jedziemy pociągiem.
Tak mija nam popołudnie, tego Malucha chyba nie da się zmęczyć :-)) Pierwszy raz widzę dziecko, które chce tak mocno, tak szybko, tak intensywnie. Ja w końcu padam. Cukierkowy Chłopiec ląduje na moich kolanach. Przytuleni oglądamy kolorowe światełka samochodów i autobusów zza szyby balkonu. Jest cicho, dobrze i tak spokojnie.
"ciocia wbijała igiełkę, bolało, bałem się, troszkę płakałem, ale tylko troszkę". Mówi jeszcze bardzo niewyraźnie, czasem trudno zrozumieć niektóre wyrazy.
W kolorowym świecie klocków i książeczek schowało się tak wiele strachu i samotności.
Ma tutaj dobre warunki. Łóżeczko z czystą pościelą.. Ciepły obiad, śniadanie, kolacje podane z punktualnością szwajcarskiego zegarka.  Świeżą szpitalną piżamkę z Bobem budowniczym z tylko trochę za długimi rękawkami. Leki podane zawsze w dokładnych dawkach i z uśmiechem na ustach. Ma popołudnie pokolorowane bajką, która wolno płynie z DVD.
Pracownicy szpitala robią co mogą. Lekarze leczą chore ciało, pan psycholog przychodzi codziennie na 15 minut, są też panie przedszkolanki, które każdego dnia przygotowują jakieś ciekawe zadania i ciocie pielęgniarki, te ostatnie stają na głowie, by wraz z podłączaną kroplówką, czy podawanym zastrzykiem zaaplikować jak najwięcej ciepła.
Drzwi otwierają się i zamykają. Kończy się dyżur, zmiana w pracy, etatowe godziny. Czas wracać do domu do bliskich. Wracać by być żoną, mężem, matką, ojcem. Wracać  by być. Wracać by i tu móc wrócić.
 On nie wraca, on jest, on czeka.
Karta praw pacjenta zapewnia maluchom wiele rzeczy. Zapewnia łóżko dla dziecka i krzesło dla rodzica. Ale nawet najlepsze prawo tego krzesła nie zapełni. Pozostanie puste. Czasem decyduje los czasem człowiek. Tylko samotność jest ciągle ta sama.

sobota, 3 listopada 2012

1 listopada Święto od Świętych

Znam kilku Świętych
Świętych uśmiechniętych
Co w niebie sobie mieszkają
Życie nasze cichutko zmieniają.

Jest M. Aniołek kochany
Na laurce kogucika
Rysuje dla mamy.

Jest A. Syrenka Mała
Co Smerfetką naszą została

Jest F. od Jozina
zawsze uśmiechnięta mina.

Jest też mały Imiennik jego
Wielbiciel Janka Pancernego.

A oto proszę ja Was J. przedstawić czas
Ta niesamowita dziewczyna
Marchewkę ze smakiem wcina.

M.- to dobrze wiecie
Mistrz rytmu największy na świecie
Na grzechotce z kuleczkami
Muzykował razem z nami.

J. - czarodziej malutki
niebieskimi oczkami
rozwiewał moje smutki

S. z którym wierzę budowaliśmy
oj głośno ją przewracaliśmy

Jest M. - prześliczna panienka
I jej dżinsowa sukienka

W. z O. - elegantki dwie.
Teraz pewnie w niebie razem bawią się.

Jest i M. mały
którego oczka tak rzadko i ślicznie się śmiały

O., który kochał Myszki Mike świat
I z robotami był za pan brat.

Jest w końcu T. do taty podobny
I A., który był zawsze pogodny.
Choć Tych dwoje nie spotkałam
Gdzieś tam w sercu na zawsze schowałam.

Takimi chce Was pamiętać - zawsze
Nie tylko od Święta.

Choć Wasze życie zbyt szybko się skończyło
To w swej istocie CUDEM przecież było.

Tęsknię Maluszki
...(*)....











środa, 24 października 2012

4

Zaczęło się 4 lata temu. Dokładnie pamięta, ten dzień. Był piątek 31 października. Od rana wybierałam się na zajęcia wfu i pierwszy raz nie mogłam doczekać się kiedy się skończą, do tego ten tramwaj tak długo jechał- jak nigdy. W końcu jestem. Widzę barierkę i olbrzymią reklamę z Kubusiem Puchatkiem. Jestem. Jestem gotowa, jestem przestraszona, jestem szczęśliwa i niczego nie pewna.
Potem wszystko dzieje się szybko. Przesympatyczna Pani w białym fartuchu prowadzi mnie przez budynek, który wygląda co najmniej jak labirynt. Wejście, w prawo, schody w lewo, do góry, wejście. Uff. Czy ja trafię tu z powrotem? :-)
Drzwi. Napis: Klinika Onkologii, Hematologii i Transplantologii Pediatrycznej. Co mnie za nimi czeka? Przecież ja nic o tym nie wiem, nie wiem jak się zachować, co mówić, ale wiem, że za drzwiami czeka chłopiec. On jest sam i też się boi. To mi wystarczy- wchodzę.
Otworzyłam te drzwi cztery lata temu. Minęło sporo czasu zanim oswoiłam się z tymi wszystkimi kroplówkami, zabiegami, sytuacjami. Spłynęło sporo łez, wydarzyły się tony radości, przybyły hektolitry nadziei, runęło wiele stereotypów.
Moja decyzja o wolontariacie na onkologii kiedyś budziła konsternację wśród znajomych nie tylko tych dalszych. Dziś powoduje uśmiech i otwiera nas na siebie. Dojrzewamy razem. A ludzie po tamtej stronie drzwi wciąż są tacy sami jak my. 

czwartek, 9 sierpnia 2012


Zaczęło się od marzenia, że może kiedyś się wydarzy. Będzie maleńkie i delikatne, owinięte w różowy kocyk, będzie leżało w hebanowym łóżeczku i pachniało oliwką. Oczka będą po tatusiu, bo przecież w jego oczach mieści się cały ocean, a nosek po mamusi, ona jest prawdziwą estetką, kocha kwiaty, rozkoszuje się w ich zapachach. Kiedy urośnie zostanie baletnicą, będzie pływała po scenie w dźwiękach muzyki z "Jeziora Łabędziego". Albo  piłkarzem, zagra w w ulubionym regionalnym klubie w drużynie juniorów, a oni będą przychodzili na jego mecze i krzyczeli najgłośniej z wszystkich kibiców.

Potem były dwie kreski na teście i pierwsze zdjęcie na usg- zwiastuny nadziei. Malutki Pęcherzyk przybrał kształt ich spełnionego marzenia. I już nie ważne, czy to chłopiec czy dziewczynka, piłkarz czy baletnica. Ważne, było tylko to, że jest i że będzie szczęśliwy.


Rozmawiali o nim i z nim. Kompletowali łóżeczko i wózek. Znajomi przysyłali kartki i gratulacje.  Czasem dosyłali upominki. Ktoś przysłał białe buciki z różowymi różyczkami, ktoś inny wolał zielony- uniwersalny kolor śpioszka. Nazywali je Kruszynką i Gwiazdeczką. Opowiadali bajki i śpiewali kołysanki do brzuszka. Rozdzwoniły się telefony znajomi pytali jak się czują, czy Maluszek urósł, podrzucali złote rady na ciążowe apetyty i zapraszali na obiadki z dużą porcją pogaduch.

Tak minęło najpiękniejszych kilka tygodni.

Był wczesny ranek. Przygotowywała  śniadanie przy kuchennym blacie. Szklanka upadła na podłogę i wyszczerbiając płytkę rozbiła się na tysiące maleńkich kawałków. Potem tylko szpital i dziura w pamięci. Może pamięć przysłonił parawan, który miał być, a go nie było? Może zagłuszyły  ją te rytmiczne dźwięki  małego serduszka tuż obok?
Zostało zdjęcie usg i kilka pamiątek. Została cisza i milczące telefony. Obiady, które tak dziwnie smakują w samotności i temat, który tak głośno krzyczy, że jest, gdy wszyscy zdają się udawać, że go nie ma.
Została wyszczerbiona płytka i dźwięk tłuczonego szczęścia.

Ta opowieść wydarzyła się za rogiem, za ulicą, kilka lat temu. Nikt nie miał na nią wpływu. Stała się faktem, niewytłumaczalnym i bolesnym, ale jednak faktem  Dziś jak każda opowieść ma swój ciąg dalszy.
 To smutne, ale historie takie jak ta dzieją się wokół Ciebie. Często nie możesz im zapobiec, ale sam dopisujesz kolejne rozdziały wypełnione ciszą milczących telefonów lub ciepłem obecności. To tylko Twoja decyzja!

sobota, 7 lipca 2012

Mała Syrenka

Wolontariusze- nie, lepiej nie. Tak będzie bezpieczniej, żadnych obcych. Szanuję, rozumiem omijam izolatkę.
Spotykamy się na trzy osobowej sali, odwiedzam Pawełka, jest sam, A. leży obok. Mama przygląda mi się uważnie. Wyczuwam dystans- dużo dystansu- próbuje rozluźnić go rozmową. Pyta o mnie. Odpowiadam cierpliwie na pytania wygodne i mniej wygodne, szczerze, delikatnie.. Tym razem nie udaje mi się przezwyciężyć  nieufności kapituluje i ustępuję jej miejsca. Z mamą A.na oddziale wpadamy na siebie często: korytarz, kuchnia, łazienka. Obdarzamy się ciepłymi uśmiechami, takimi bezpiecznymi zawsze na odległość. Nie mam żalu, nie czuję żadnych negatywnych emocji. Uczę się po raz pierwszy, że czasem towarzyszyć znaczy nie tylko umieć być przy, czasem znaczy też umieć wyjść.
Mijają miesiące.
Tego dnia wchodzę na oddział jak zwykle. Zahaczam o dyżurkę, rzucam szybkie uśmiechnięte dzień dobry. Zapuszczam się w rząd sal, nim zdążę gdzieś zakotwiczyć usłyszę znajomy głos. To mama A. Wita mnie ciepło, nawiązuje rozmowę, pyta o studia. Jestem zdziwiona tak nagłą zmianą, taką bezpośredniością. Odpowiadam, jednocześnie zastanawiając się nad powodem, nad oczekiwaniami, nad komunikatem zwrotnym. Próbuję zgadywać. Nieśmiało zakukuję przez szybę do sali, gdzie leży A., śpi słodko. Rzutem na taśmę  mówię: "To może ja Was jutro odwiedzę.
"A nie, nie, dziękujemy, ale my już stąd jutro wychodzimy". Głos jest radosny, promieniujący nadzieją. Można by rzec, że jeśli da się usłyszeć szczęście to właśnie je słyszę. Czekają jeszcze tylko na wyniki rezonansu, ale ten, tym razem nie daje powodów do niepokoju, ma być tylko potwierdzeniem zwiastunów szczęścia.
...................................................................................................................................................................
Na oddziale zalega dziwna cisza. Korytarze zdają się być pogrążone w melancholii. Czuję się jakoś nieswojo. Nie bardzo rozumiem, co się dzieje. Odwiedzam J. czekamy za obiadkiem. Ciocia Dietety stawia przed nami miseczkę ziemniaków.
"A. odeszła" szepce kobieta. Przyszedł wynik rezonansu nie taki, na jaki czekali.....
To było jakieś 3 lata temu. Nie zdążyłyśmy zbudować relacji, czas przerwał tamę nieufności, czasu zabrakło. Relacja została w sercu.

sobota, 16 czerwca 2012

Rytm

K. jest bardzo energicznym chłopcem. Złociste włoski połyskują jaśniuteńko na głowie. Ma około 2 lat i przeogromną wyobraźnię. Poznaliśmy się  niespełna 15 minut temu, a już zabiera mnie w pierwszą, niezwykłą podróż, podróż do indiańskiej wioski. Malutkie dłonie wystukują rytm na hałasująco-świeconcym bębenku. Próbuję go powtórzyć. Nagle nasz instrument dopada awaria. Nie ma się jednak czym martwić K. jest przecież świetnym idiańskim czarodziejem!! Hokus -Spokus i wszystko znów gra. Rytmicznie,  w takt. Sala wokół dostraja się do nas. Ona też ma swój rytm. Kap- kap odmierza kroplówka, chlup- chlup wtóruje cieknący kran.
K. uśmiecha się przeuroczo. Obejmuję go ręką - przytula się. Pod dłonią czuję rytmiczne uderzenia jego maleńkiego serduszka, moje serce od tego spotkania też bije szybciej. Dwa różne, a zsynchronizowane rytmy.

piątek, 8 czerwca 2012

List

Niewiele tu ostatnio notatek, ale to nieprawda, że nie dzieje się nic. Raczej brak kompa spowodował, że zrobiło się tu trochę cichutko. Ale powrót neta, powrót cywilizacji i do przodu :-))
Ta notka dojrzewa we mnie już od jakiegoś czasu.
Kochana W.
Nie wiem, czy i kiedy przeczytasz ten list. Mimo wszystko wierzę, że on ma sens, wierzę, że ma głęboki sens, bo kiedy na naszej drodze staje ktoś wyjątkowy to trzeba się tym wyjątkowym spotkaniem podzielić z innymi, nie wolno zatrzymywać tylko dla siebie. Szczęście, którym się dzielimy lubi się zwielokrotniać. No to piszę. Piszę tyle ile wydaje mi się mogę napisać, resztę niedopisanego doczytasz między lukami. Uzupełnienia mile widziane po 21 na gg lub kom/ rozmowa. Kontakt znasz.

"Żeby coś się zdarzyło, żeby mogło się zdarzyć i zjawiła się miłość. Trzeba marzyć"
Miałam marzenie takie małe, nierealne. Wiesz takie które się nosi w sobie po cichu i myśli jakby to było gdyby się zdarzyło... choć się nie zdarzy. Wiesz jak to jest prawda? Każdy ma takie małe wielkie ciche marzenia. Moje było jedno: chciałam mieć młodszą siostrę. Mam fantastyczne rodzeństwo. Jest Anie, Michał, Mariusz kocham ich do szaleństwa. Nie oddałabym, nie zamieniła na żadne inne. Nie zawsze się z nimi zgadzam, czasem drę koty z resztą sama wiesz. Jesteśmy taką czwórką kotów, z których każdy chodzi swoimi drogami, ale łączy je miłość- punkt wspólny wszystkich ścieżek. Nie dziwi Cię, więc  pewnie, że moje marzenie było ciche. I kiedy już pomyślałam sobie, że się nie spełni wtedy....
Poznałam Ciebie.  Wiesz? Marzenia naprawdę się spełniają i warto w nie wierzyć. Nie przewidziałam, że tak się stanie, nie planowałam tego, któregoś dnia zdałam sobie sprawę, że tak po prostu jest i że jest mi z tym dobrze. Przyszłaś, weszłaś, zostałaś. Zostań siorka na zawsze :-))

"Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi, bo nie jesteś sam"
Pamiętasz jakiś czas temu piłyśmy herbatę. Rozmawiałyśmy jak to będzie kiedy skończysz szkołę - "kto wie jak to się wszystko poukłada wtedy" - powiedziałaś. Wolisz nie planować, bo może nie wyjść. Tyle już razy coś nie wychodziło. Nie bój się, żyj i planuj! Żyj z całych sił! Chwytaj oddech pełną piersią ! Pozwól sercu bić raz szybciej, raz wolniej, po swojemu!  

"Mówili (nie) chodź drogą, bez śladów stóp. Donikąd ona wiedzie. Zatrzymaj się stój!"
Mówili. Czasem zastanawiam się ile razy już to słyszałaś? Ja mogłabym pewnie liczyć w setkach." Nie rób tak", "zrób inaczej", "to się nie sprawdza", "to się nie opłaca", "idź prościej do celu". Tylko, czyj to cel? Czyja droga? Wiesz, czasem trzeba popłynąć pod prąd. Na opak, inaczej niż wszyscy. Ryzykuj. Może Twój szlak ma być inny? Może to właśnie Ty masz szanse odkryć coś niezwykłego? "Ja?" A dlaczego nie Ty? Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. To nieprawda! Każde życie ma swój cel, swoje miejsce i czas. Może myślisz sobie "jak nie ja to ktoś inny" To tak nie działa! Nikt nie  zrobi tego za Ciebie. Jeśli Ty się poddasz, w tych poszukiwaniach świat zostanie uboższy o to co miałaś znaleźć. Pamiętaj tylko by w tym wszystkim zadbać o siebie!

"Nie wolno zostawiać świata takim jaki jest"
"Popieprzony jest ten świat" - piszesz do mnie. I w gruncie rzeczy masz rację. Nie potrafię zaprzeczyć. Nie takiego świata chcemy. Nie potrafisz się nie buntować. Ja też. I dobrze! buntuj się, nie zgadzaj! Krzycz, że chcesz inaczej! Tylko konstruktywnie! Nie mamy wpływu na przeszłość. Wskazówek zegara nie da się zawrócić. Więc co możemy z nią zrobić? Wykorzystać do tworzenia teraźniejszości. Wtedy uwierzymy w przyszłość! Jeśli wiesz, co Ci się nie udało, czego w którymś momencie Tobie brakowało, staraj się to dawać innym ludziom. Potrafisz! Może dzięki temu tam, gdzie w Twojej przeszłości są łzy w czyjejś znajdzie się uśmiech? :-) Widzisz? To naprawdę zależy od Ciebie! :-))

"Praca nad sobą jest najtrudniejszym i najbardziej kreatywnym zadaniem jakie stoi przed człowiekiem"
To fakt. Ale w gruncie rzeczy, tylko o nią jedną chodzi w życiu. Opowiadałaś, że lepiłaś kiedyś z gliny. Ręce pewnie były brudne i czasu minęło sporo. Ale powstała rzeźba, której kształt zależał tylko od Ciebie. Tak w dużej mierze jest też z życiem. Sami nadajemy mu kształt. Decydujemy jakie będzie. Los tylko nakreśla ramy przez wydarzenia, na które nie mamy wpływu. Ale co będzie w środku zależy od Ciebie! Buduj siebie i swój własny świat tak jak chcesz. Wymagaj od siebie, więcej niż inni wymagają. Nie zniechęcaj się porażkami, idź do przodu! Uwierz, że możesz! Że dasz radę!! Że potrafisz!!! I nigdy w to nie wątp! Ja w Ciebie wierzę! Wierzę, że zdobędziesz Mont Everest !! Kto jak nie TY??????????? :-))

 I Pamiętaj, że cokolwiek się wydarzy zawsze będę z Tobą !!!
Czasem Cię opieprzam, czasem pewnie się na mnie wkurzasz. Rozumiem. Ale to nie jest wbrew Tobie. Wymaga się od tego w kogo się wierzy, że da radę. Wymaga się od tego o kogo się  troszczysz. A troszczy się o Tego kogo się kocha!
Jestem z Ciebie dumna W. Nawet nie wiesz jak bardzo! A kocham nie za to jaka jesteś tylko za to, że JESTEŚ.
i buuuuziaki
Ściskam Cię Siska!!!

niedziela, 3 czerwca 2012

3 lata wspominkowo o M.

Gdy umierał na krzyżu
cud się nie zdarzył
żaden anioł nie pomógł
deszcz nie obmył głowy
piorun się zagapił gdzie indziej uderzył
zaradna Matka Boska
z cudem nie zdążyła
wierzyć to znaczy ufać kiedy cudów nie ma
cud chce jak najlepiej
a utrudnia wiarę

ks. Jan Twardowski

...(*)...

poniedziałek, 7 maja 2012

Niedziela

Mały antyczny kościółek pięknieje, wypełniony po brzegi gośćmi. Godzina zero minęła, spóźniona ale szczęśliwa staje w jego przedsionku, przez drzwi dochodzi duszny, świąteczny zapach kadzidła. Chłonę go całą sobą. Przenika nozdrza i skórę. To nie tylko zapach miejsca. To zapach chwil.
Pamiętam podobny dzień, kiedy stałam z tamtej strony. Biała alba, włosy wplątane w wianek. Tę chwilę pamięta się na długo, na zawsze. Czy mogłam przewidzieć, że 5 lat później wymyślisz kogoś kto pozwoli mi dzielić z sobą podobne Święto? Że zaprowadzisz mnie do małego antycznego kościółka, by pokazać, że jesteś Ten Sam Niezmienny, że kochasz? Dziwnie i pięknie splatasz drogi. Niezwykły z Ciebie Krawiec. Czasem zastanawiam się co wyjdzie z dzieła, które szyjesz. Czasem nie rozumiem tych ściegów, skrawków naszywanych jeden na drugi. Czasem chciałabym zaprotestować, zbuntować się, poprawić Twój ścieg, bo on nie pobiegł po linii mojego projektu, a czasem zadziwia mnie, że biegnie po linii, o której nawet nie śmiałabym pomarzyć.
Długi, czerwony dywan. Kolana płasko dotykają ziemi. Stoję w bezpiecznej odległości. Nie słyszę słowa AMEN wyszeptanego trzykrotnie w strugach tętniącego na zewnątrz deszczu. Wtapiam się w deszcz. Po raz pierwszy płaczę na Komunii. Na tamtą chwilę nie umiem sobie tego wytłumaczyć- jest dobrze. Wzruszenie.
Przyszedłeś. Ty wielki, majestatyczny, stajesz się mały, cichy, delikatny. Jesteś.O nic nie pytasz. Przytulasz. Oto nowe zamieszkanie Cudu w Cudzie.
Ten obraz z przed ołtarza kilkadziesiąt sekund spojrzenia przywołuje na myśl inne obrazy. Dużo tego istna mozaika. Widzę szpital i szczęśliwy koniec - Twoja Pascha, Twoje zwycięstwo. Widzę tę samą salę i puste łóżeczko i milczenie i pustkę. Spojrzenie biegnie ku neurochirurgi, gdzie tak często brakuje mojego AMEN. W końcu opuszcza bramy szpitala, wędruje w czasie i pada na hale gimnastyczną, na niesplecioną wiklinową kule, na zeszyt od geometrii rzucony o ścianę nie raz, na normę, której czasem nie da się dogonić, można tylko zaakceptować i na stereotypy, z którymi czasem tak trudno jest walczyć.
W uszach dźwięczy pytanie zasłyszane kiedyś od znajomego: "I gdzie Twój Bóg?" Wracam do kościoła, przed ołtarz, do zgiętych przy podłodze kolan Przyjaciół. Nie wiem, które to już AMEN w Ich życiu, nie wiem, które tak bardzo radosne. Ale widzę Ich obecność tutaj i już znam odpowiedź. Bóg, żyje w Nich. Żyje w tych wszystkich, którzy kochają. którzy nie boją się pytać dlaczego. I którzy nie zawsze potrafią powiedzieć: AMEN.
Dziękczynienie. Pieśń: "Panie dobry jak chleb, bądź uwielbiony.." Bądź uwielbiony za tę chwilę, za spotkanie, za Misia, za MIŁOŚĆ.
Dziś zgadzam się na Twój świat. Błogosławiona chwila.
AMEN.

piątek, 13 kwietnia 2012

Powrót

Minęła angina, minęły Święta. Czas na powrót. O powrotach myśli  się z utęsknieniem. Powroty zawsze są trudne. Mała Ola czeka na płytę "fasolek". Pakuję ją pospiesznie przed wyjściem. Sms do Mamy Księżniczki     " jak tam u Was?" "Księżniczka czuje się dobrze, wybudziła się, jest już na oddziale".Przetrwali najtrudniejsze Święta, powstali do dalszej drogi- dobre wiadomości.  Już wiem, gdzie się zatrzymam- Księżniczka wróciła, teraz pomaga wrócić mnie.
Wchodzę na oddział. Jak zwykle ten sam gwar, pielęgniarki uwijają się jak w ukropie. Tu zawsze jest co robić. Guzik "pauza" nie działa. Ogarniam wzrokiem korytarz. Przecieram oczy. Nie dowierzam - znajoma twarz. Tych wszystkich twarzy nigdy się nie zapomina. Uchylam szufladkę: Oddział 2 piętra niżej. "Mała Pszczółka też zamawia wolontariat!!! :-)" Mama niewiele starsza ode mnie. Dzień, miesiąc dokładnie ten sam. Pszczółka, cichutka, oczka utkwione w suficie, błyszczą jak dwie gwiazdki. Widujemy się rzadko, w czasie kontroli rezonansem lub gdy infekcja przyklei do oddziału.
Czas mija. D. nie widziałam od ponad roku, trudno mi uwierzyć w to spotkanie tutaj. Dobrze, że TUTAJ, a nie TAM, dobrze,że na chwile. Obiecuję, że do pszczółki wejdę jutro. Dziś nie zdążę, za trochę ponad godzinę wykład- w myślach wściekam się na autobusy. Znajomą pielęgniarkę pytam o Księżniczkę. Sala 3. Chwile zawahania wywołuje we mnie napis na drzwiach "sala intensywnej opieki medycznej", nikt nie zabrania odwiedzin wchodzę. Pierwszy raz tutaj. Sala niewielka dwa duże łóżka. Wąskie przejście, ledwo miejsce na dwa krzesła. Te łóżko jest tak ogromne, że Księżniczki prawie w nim nie widać. Podchodzę bliżej. Mała czerwona buźka odbija się wyraźnie od białej pościeli. Dotykam jej rączki, mówię łagodnym, choć wzruszonym głosem - "jesteś, nie poddałaś się". Opowiadam o uściskach od mamy i o tym, że jutro przyjedzie.
 Pora na kąpiel. Księżniczka jest malutka, ale ma silny charakter. Perspektywa kąpieli budzi jej zdecydowany bunt. A jeszcze trzeba zmienić salę, na tej nie ma wanienki- absurdy czasem mnie powalają.... Pielęgniarka trzyma Cię na rękach. Wpasowuję się w tą białą procesję - niosąc dren. W sali obok Calineczka. Czeka na karmienie. Biorę ją na ręce. Jest prześliczna i zaabsorbowana towarzystwem. Próbuję skupić się na mleku, ale Twój przeraźliwy płacz z przewijaka   skutecznie mi to uniemożliwia. Wciąż boli Cię każdy ruch. Ale dajesz radę- jesteś dzielna. Po chwili z powrotem w swoim wielkim łóżku cichutko pijesz mleko. Wychodzę z sali.
W pokoju obok mała F. głośno dopomina się towarzystwa. Wita mnie przeuroczym uśmiechem. Na pieszczotach mija nam sporo czasu. Tylko ten zegar taki nieubłagany. Muszę iść. Zahaczam jeszcze o sale Księżniczki. Śpi tak spokojnie.
Ja też wychodzę spokojna, do jutra.

sobota, 7 kwietnia 2012

Nadłamana..

Rezurekcja.W kościele tłoczno. Półmrok. Rozpoczyna się Liturgia Światła. Zapalona świeca w ręku, pieśń gdzieś w tle - płomyk. Biała przełamana świeca. Niewinne, kruche przełamane życie. A płomyk pali się i pali, powoli, miarowo, nie spieszy mu się bardzo, nie zraża się tłokiem wokół, nadłamanym, korpusem pod sobą, płomyk się nie boi- JEST- tylko i aż.
Przed oczyma wycinek sprzed roku. Wielki Czwartek. Białe, puste  łóżeczko- zgaszony knotek.
Litania do Wszystkich Świętych. Święty Janie - Święty Jasiu...
Błysk, znów świeca..
Wyrzekam się, wierzę, wierzę, wierzę...
Widzę Ciebie Jasieńku, widzę O i M, T i A- których nie znałam i jeszcze J i F i ... i .... i.... i... i....
Widzę Was Wszystkich- Zmartwychwstaliście z Chrystusem.... Jesteście w złotym płomyku, białej nadłamanej świecy, która wciąż się jeszcze pali.
Najprawdziwsza litania do Najprawdziwszych Świętych.

środa, 4 kwietnia 2012

Jedna mała łza

Niemowlak- chłopiec-8-4- środa - Wielka Środa- rok-niebo-błękit- oczy- kropelki- ręka- spotkanie - krzesło- sen-morfina-Przyjaciel-słuchacz- rozmówca- serce- wzrok-brak-sonda- zupka-bezradność- ściśnięta grzechotka-kwiecień- krzyż- modlitwa- o co?- licencjat-nie- hospicjum- szpital-gaworzenie pierwsze- jedyne-dyktafon-płacz-sala-środek- emocje- pożegnanie- jedna mała łza- już wiesz - jeszcze nie wiem- niespotkanie-czwartek- spuszczona roleta-puste łóżeczko-Komunia-tutaj (?)- na Tridum (?) - tutaj , teraz- z Tobą -z Nimi-dla Ciebie-dla Nich bez Ciebie.
Tęsknię...

niedziela, 11 marca 2012


"Wtedy gdy pada deszcz bez końca i dzień  za dniem wstaje zapłakany, tonący w
wodzie i błocie - musisz Wierzyc, ze wreszcie kiedyś deszcz ustanie."

Poniedziałek poradnia. W poczekalni kolorowo od dziecięcych małych sylwetek. Rzut oka - już są. Czekamy. Słów niewiele. Rozmowa nie klei się. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Milczymy. Dzieciaczki zajęte grą, ten adsorbujący prezent z wczorajszych urodzin okazał się strzałem w dziesiątkę, przynajmniej je zdaje się omijać wlokący się nabrzmiewający niepewnością czas.  
Słowa- przez te dwa ostatnie lata padło ich tyle, że mam wrażenie jakby teraz zupełnie się wypaliły zgasły, przetopiły się w tą niezręczną, a zarazem dobrotliwą ciszę. Ludzie mówią od przybytku głowa nie boli. Od przybytku słów i owszem. Ostatni czas był ich pełen. Może za pełen. Ale w jakimś sensie kiedy odległość oddziela słowo pisane, czy wypowiadane zdaje się być jedynym sposobem obecności czasem tak bardzo nieudolnym... Bałaś się. Słowami chciałam zmniejszyć strach - niechcący zwiększałam  samotność. Im więcej słów tym więcej samotności. Nie dałaś nic po sobie poznać, byłaś jak zwykle delikatna, ciepła, miła, próbowałaś żartować, dziękowałaś. Ale ja wiem przepraszam. Teraz siedzę na poradni. Nie ma słów jest cisza. Dobra cisza. Czasem, gdy słowa odsuwają się w cień zostaje już tylko czysta obecność. Tak krystaliczna jak krople czystej źródlanej wody. Tak krystaliczna jak łzy. One też są dobre. Małe, błyszczące perełki. Mogę się tylko domyślać ile spłynęło ich  wtedy po białych szczebelkach łóżeczka, ile wsiąknęło w szaroniebieski gumolit podłogi. Minęły dwa lata, szmat czasu- chwila. Nie wszystko da się zamknąć w liczby czasami ten sam czas płynie jakby inaczej. 
Kruszynka już po badaniu.  Jak zwykle uśmiechnięta. Śpiewa: "Witaminki, witaminki dla chłopczyka i dziewczynki..." Jak ona urosła! Wydoroślała, z małej przedszkolaczki wyrosła uczennica. Włoski już prawie do ramion upięte w koczka. I jeden i ten sam błysk w oczach, jeden i ten sam uśmiech, czarujący przekuwający uwagę, figlarny :-)) Mam wrażenie jakby czas zupełnie się zatrzymał. Jakby wokół nas wcale nie było tych wszystkich sprzętów, jakby nie było poradni, jakbyśmy w ogóle już na nic nie czekali. Być z Tobą bezcenne :-))
Wreszcie wiadomości, dobre wiadomości nie mogły być inne!!!! :-)) O tamtej chwili nie będę pisać, bo niewiele pamiętam, ona już zapisała się w sercu. :-)) Najważniejsze, że koniec. Koniec szpitala, koniec drugiego etapu leczenia,koniec, koniec, koniec !!!! :-)) Najszczęśliwszy z końców jakie znam :-))


Zgubiłam dystans i nie chce go znaleźć, szczęśliwego znalazce proszę by zachował go dla siebie, mnie dobrze bez niego. :-)  
I jeszcze jedno najważniejsze, podwójne postscriptum :-)
Dziękuję napisałabym za co ale nie umiem. Bo jest jakaś cząstka w tym świecie, której nie dadzą rady opisać słowa ta cząstka serce drugiego człowieka.

niedziela, 4 marca 2012

Wędrówki

Wędruję. Odstawiam na chwilę onkologię. Za sprawą pewnej małej Księżniczki trafiam dwa piętra wyżej. Tymczasowa zmiana- w głowie już powrót ale dopiero z Księżniczką kiedy będzie gotowa na dalsze leczenie.  Teraz jesteśmy razem i to się liczy :-) Oswajam nowy oddział, oswajam siebie. jak wiele tu samotności. Mali pacjenci często nie mają jeszcze roku. Wchodzę. Zaglądam do dyżurki pytam o Księżniczkę. "Sala 15" - odpowiada pielęgniarka. "Do końca i na prawo" Drzwi otwarte na oścież. Duża 4 osobowa sala z jednym wolnym łóżkiem. Na pozostałych 3 maleńkie istotki, trzy nowe życia, trzy nowe nadzieje. Siadam obok Księżniczki stęskniłam się strasznie, uśmiecha się chyba mnie poznała choć ma tylko kilka miesięcy. Przytulam jej rączkę i miarowo łapię oddech. Przytłoczyło mnie przytłoczyły puste krzesełka i wpatrzone w sufit oczka. Wiem ich bliscy często nie mają możliwości bycia przy nich. To także ich tragedia, ich dramat. Tak naprawdę towarzyszą im w każdej chwili towarzyszą sercami, dobrymi myślami, chcę w to wierzyć, wierzę. siedzę patrzę na wiercącą się w łóżeczku Księżniczkę. Pielęgniarka zakręca kranik biorę ją na ręce. Wtula się we mnie na monitorze widzę jak uspokaja się jej serduszko, zasypia, kilka minut później. Jest nam razem tak dobrze. Sielankę przerywa mleko. Pora kolacji :-) Najedzona Księżniczka gaworzy z zadowoleniem na podusi. Słucham jej słodziutkiego głosiku, słyszę jak obok K. płacze przez sen. Zostawiam na chwilę Księżniczkę, głaszcze go delikatnie po główce uspokaja się. Ciekawe o czym śnisz Malutki?
Po chwili słyszę płacz z łóżeczka obok. To D. Kruszynka jest taka maleńka, ze do głowy przychodzi mi określenie Calineczka. Podaję jej smoczek. Łapie mój palec. Jakby mówiła nie odchodź. Na powrót oddzywa się zniecierpliwiona Księżniczka. Kursuje między dysenfekatorem rąk, a łóżeczkami. Po kilku godzinach tutaj potrafię bez patrzenia rozróżnić kto z nich płacze. W końcu zasypiają wszyscy zasuwam szczebelki łóżeczka. Wychodzę. Już wiem, że wrócę. Po drodze mijam jednoosobową salę Dzidziuś w niej leżący płacze w niebo głosy. Biało zielona kołderka unosi się do góry poruszana fikającymi nóżkami. Boże ile tu łez. Tak bardzo chciałabym tam wejść wiem ze nie mogę nie zdążę na kolejny autobus. Wpadam na pielęgniarkę proszę ją żeby tam zajrzała obiecuje zrobić to za chwilę. Chcę wierzyć, że zajrzała. To chyba najdłuższa droga przez korytarz jaką kiedykolwiek szłam. Po prawej stronie sala noworodkowa. Z nazwy. Dzieci które tu leżą mają często kilka miesięcy. Mają swoje łóżeczka, ciuszki, butelki, diagnozy i karty. Ale często to dzieci bez imion. Przeraża mnie to. Imię nadaje tożsamość, konkretyzuje osobę.Wielu rodziców wybiera imię swojej Pociechy zanim ta zdąży jeszcze  pojawić się na świecie. Dzieci z sali noworodkowej są tak samo konkretne, tak samo realne. Tak bardzo czekają na dotyk, na obecność, miłość.... i tak bardzo samotne są w tym czekaniu..
Wyjście. Zamykam drzwi. Wrócę, wrócę na pewno po weekendzie.

niedziela, 12 lutego 2012

6 urodziny :-)

Park miejski zwykle kolorowy i pełen ruchu tego dnia zdaje się zastygać. Soczysta zieleń liści ustąpiła miejsca białej powłoczce mroźnych koralików. Wąska alejka zakręca leniwie uchodząc w głąb osiedla. Idę przyspieszonym krokiem staram się nie zmarznąć, staram się jak najszybciej dotrzeć na miejsce. 6 urodziny nasz kochany mały P. kończy sześć lat !!! :-) Nie widzieliśmy się chyba rok. Nie wiem czy urósł? czy jego loczki kręcą się tak samo uroczo jak przedtem? Głupie pytania mogło zmienić się wiele czarujący z pewnością jest tak samo. Park ciągnie się i ciągnie. Dokładnie pamiętam kiedy pierwszy raz tedy spacerowałam. Mały P. ostroznie stąpał nóżkami po zielonej nierównej trawie, jego rodzeństwo ścigało się gdzieś między kępami roślin a my byliśmy tacy szczęśliwi - spełniało się nasze marzenie moglismy pokazać świat P. taki jaki jest naprawdę, a nie tylko taki jaki zdawał się być obserwowany zza okna przez  szczebelki białego łóżeczka. P. prawie nie znał tego świata jego eksplorowanie zostało brutalnie przerwane przez drapieżną chorobę. Sprowadzone do perspektywy szpitala. To tam splotły się nasze drogi. Był moim pierwszym podopiecznym.
Pierwszy dzień wolontariatu, pierwszy na onkologii. Kiedy słowa hematologia, izolatka, chemia, leukopenia, rokowania jeszcze nic dla Ciebie nie znaczą, dopiero odkrywasz ich sens, uczysz się znaczenia. Na ten moment, na tu i teraz jesteś tylko ty i Maluch. Tak samo niepewni, tak samo przestraszeni i ciekawi siebie zarazem spoglądacie sobie w oczy, spotkanie dwóch zupełnie czystych kartek, nieodkrytych historii, niedoczytanych słów.
Wtedy po raz pierwszy
Wtedy po raz pierwszy pomyślałam sobie nie zgadzam się. Nie zgadzam się na szpital, nie zgadzam na chorobę, cierpienie tych małych zupełnie niewinnych istot. To nie dla mnie, nie dam rady. Rzut oka na drzwi - wyjść, zamknąć, zostawić. I ta myśl: Czysty egocentryzm- Ja mogę wyjść , wrócić do swojego poukładanego świata, zbuntować się i pójść dalej , ja mam wybór, mój wybór. A on? On nie ma wyboru, nikt nie zapytał 2,5 letniego chłopca, czy chce tu być. Mogę wyjść zamknąć sobą tylko dwie pary szklanych drzwi to wystarczy by nie myśleć, ale niczego nie zmienia. Mogę też wejść i zostać, zapełnić puste krzesło, wieszak w szatni i zużyć ochronny fartuszek do kompletu z ochraniaczami i maseczką. Wybieram - zostaje.
Kroki
P. stawia swoje pierwsze kroki na szpitalnym korytarzu- ja swoje pierwsze na oddziale. Oboje uczymy się chodzić.
A jeśli któregoś dnia..?
A jeśli któregoś dnia przyjdziesz i P. tam nie będzie co wtedy zrobisz?  Wiem o co pyta. W głowie brzmi mi tylko jedno stwierdzenie "Ale przecież 90%.." - Odpowiedź.
Udało się
Udało się!!! :-) Przychodzę na oddział, a P. tam nie ma. Jest w domu. Swoim, własnym, wywalczonym, wygranym :-)
I znów park.
Tu zaczęła się i zakręca opowieść. Na niebieskim kocu wśród zielonej trawy z przyjaciółmi uczymy Cię przyrody. Łapiemy słońce, wąchamy wiatr oddychamy beztroską.
Dziś, gdy tamte słowa znaczą już więcej...
Dziś, gdy tamte słowa znaczą już więcej znów jestem w parku. Idę na Twoje 6 urodziny. Śpieszę się by się nie spóźnić, by nie zmarznąć. Bijesz brawo płonącej racy na torcie. Bije brawo Tobie P.- mój mały Początku Wielkiej nadziei ! Wszystkiego najlepszego :-)

piątek, 20 stycznia 2012

"Zorkownia, czyli o blogu wyjątkowym"

Kochani!
Nie wiem ile osób zacznie czytać ten post, ani ile doczyta go do końca. Ale jeśli już trafiliście na ten blog chciałabym zaprosić Was byście jednym kliknięciem myszki przenieśli się w niezwykłą podróż do niezwykłego miejsca. Tylko jedno kliknięcie jesteście gotowi?
Ktoś powiedział, że w dzisiejszym świecie nie ma miejsca na dobro
Ktoś powiedział że w dzisiejszym świecie nie ma miejsca na łzy
Ktoś powiedział, że wzruszenie nie jest w dobrym tonie
Ktoś powiedział, że miłość ma granice zaczyna się i kończy
Ktoś powiedział nie warto pamiętać, wspomnienia bolą zanadto
Nim w to uwierzysz, pomyśl...
Pamiętasz jej uśmiech kiedy podałeś szklankę drżącej ręce?- to właśnie było dobro!
A kiedy przytuleni siedzieliście  obok siebie tak blisko, tak mokrzy choć nie padał deszcz; było razem tak dobrze- to właśnie były łzy!
A ten błysk w oku kiedy klęczał przed tobą z białym nagietkiem w ręku?- to właśnie było wzruszenie!
Pamiętasz kiedy wspominała go patrząc na starą fotografię, jej serce biło wciąż tak samo mocno- to właśnie dowód że miłość nie umiera!
A kiedy wspominała ją drżącym głosem, przez łzy, widziałeś jak bardzo płakała.. to nie wspomnienia bolą to rozłąka, wspomnienia skracają dystans!
A teraz zajrzyj...
http://www.zorkownia.blogspot.com
Prawdziwe historie, prawdziwych bohaterów, spisane przez prawdziwą kobietę, napisane przez najprawdziwsze życie !
Pisze o przemijaniu, śmierci, odchodzeniu, ale przede wszystkim o ŻYCIU, bo przecież życie trwa tak długo jak pamięta choć jedno serce.
"Zorkownia" daleka jest od chwytliwych komercyjnych tematów, daleka od pośpiechu i bezcelowej gonitwy. "Zorkownia" porusza temat, który porusza serca. Dlatego jeśli doczytałeś, to proszę Cię:
                                                                                                      ZAJRZYJ
                                                                                                               
                                                                                                                         PRZECZYTAJ
                                                                                                                         i
                                                                                                  SAM ZDECYDUJ                    
Czy jesteś gotowy oddać głos na "Zorkownie"
Jeden sms- jeden gest- jedna decyzja !!!!!
Serdecznie zachęcam !!!!!!!!!!

czwartek, 19 stycznia 2012

Aniołkowe Imieniny

Kalendarz z przed roku data 19 stycznia - notka imieniny trzech kochanych M. Pierwszy trzymając się chronologii to mój brat, drugi bratanek, trzeci Aniołek. Minął rok powstał blog, a o Tobie nie ma tu śladu. Myślę, że dziś jest dobry dzień, by to nadrobić, opowiedzieć tę niezwykłą historię, która ma wiele początków i ani jednego końca - naszczęście, bo w sercu pozostaniesz na zawsze :-)
Był listopad początek, no może połowa nie pamiętam dokładnej daty. Miałam wejść na chwile. W. musiała wyjść na niemiecki, mama robiła zakupy zostałam na dłużej to był pierwszy początek
W październiku zaczęłam studia, właściwie zaczęłyuśmy. Grupa młodych ludzi rzucona w nurt studenckiego życia, spotyka się nagle po środku wielkiego miasta. Spędza ze sobą wiele czasu zajęcia imprezy i odwiedziny u Ciebie.Bardzo nas wtedy zbliżyłeś do siebie, szybka szkoła integrcji, szkoła przyjaźni  - początek drugi.
Dni w szpitalu. Odwiedzałyśmy Was systematycznie. Ty Twoja mama w weekendy tata nie dało się Was nie lubić :-) Byłeś wyjątkowym podopiecznym, ale i wyjątkowo wymagającym. Wiedziałeś czego chcesz w konkretnej sytuacji nie dało się Cię zagadać, okręcić lubiłeś "Twoją polędwice", rosołek, który gotowała ciocia nie tam jakiś szpitalny, a na laurce dla mamy musiał znaleźć się kogut - nie było innej rady :-) No więc brałam do ręki kredki, fzarbki niekiedy po raz pierwszy od welu lat, dziś biorę już je swobodnie, choć nadal nie umiem rysować- początek trzeci.
Przyszedł kwiecień, zbliżała się Wielkanoc i sen. Spałeś coraz więcej i częściej pomału oswajałeś nas z tym co nieuchronne, choć my wciąż jeszcze tak bardzo wierzyłyśmy, że będzie dobrze. Odwiedzałyśmy Cię nadal systematycznie, choć nie miałeś już ochoty do zabawy, ale nie byłeś sam, my też nie byłyśmy same. Pamiętam jak przy Twoim łóżeczku, w przerwach kiedy spałeś uczyłam się na zajęcia. Pamiętam te smsy wymieniane z dziewczynami, po odwiedzinach u Ciebie, nie każda z nas mogła być u Ciebie codziennie ale normaln było, że codziennie był ktoś. Trudny czas, ale dobry czas - uczyłeś nas kochać - początek czwarty.
17stego maja widziałam Cię po raz ostatni, następnego wyszedłeś do domu. Najtrudniej było powiedzieć W.. Ona do dziś w torebce nosi różowe słuchawki od mp3 przez które słuchaliście muzyki- już nie działają, ale wciąż pachną Tobą.
2 tygodnie- początek rozstania- początek piąty. Intensywny kontakt smsowy i te wątpliwości, czy aby nie za intensywny, gdzie kończy się bycie przy, a zaczyna imntywność? Jakich słów użyć? O co pytać? Czy w ogóle pytać? Czy są takie słowa? Pytania do dziś bez odpowiedzi.. Ale pytania warte postawienia. Bycie razem jak dobrze, że są dziewczyny, Twoi rodzice, jak dobrze, że Ty wciąż jeszcze jesteś.
Te dwa tygodnie pomału oswajały mnie z rzeczywistością, że nigdy Cię już nie zobacze, brutalne oswajanie.
Gaśniesz w pierwszych dniach czerwca. Żegnamy się z Tobą, zapalamy lampkę przy Twoim grobie.Żegnamy nie rozstajemy, bo Ty idziesz z nami dalej tylko inaczej idziesz w nowy początek drogi- początek szusty.
Intensywny kontakt z Twoimi Rodzicami trwa. Internet skraca dystans, na częste kontakty osobiste nie ma szans, odległość robi swoje. Nie wiem, kto go bardziej potrzebuje. Dobrze jest wspominać Ciebie i nie musieć się tłumaczyć z wolnego pisania kiedy łzy zakrywają ekran. Dobrze jest być kiedy Oni są i kiedy Ty jesteś w rozmowach, słowach, gestach. Odwiedzamy Twoich rodziców w domu. Wszystko tu pachnie Tobą. Drewniany, tradycyjny dom, dom z duszą - Twoją duszą.
Mijają 2,5 roku kiedy nie ma Cię tutaj. Ale Twoje imieniny nadal są Twimi imieninami. To dziwne jak drogi ludzi się  krzyżują rozschodzą, potem znów splatają, a potem każda biegnia w inną stronę. Czasem decyduje przypadk, czasem człowiek, a ja dziękuję Ci za każdy wspólny odcinek, z każdy nowy początek ten, co już za nami i ten co jeszcze przed.   

niedziela, 1 stycznia 2012

Święta

"Lecz Ludzi Dobrej Woli jest więcej i mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie niegdy dzięki Nim" 
Jeszcze kilka miesięcy temu były tylko znaki zapytania (???????) 
Jeszcze kilka miesięcy temu były tylko wielokropki (... ... ...)
Jeszcze kilka miesięcy temu nic nie wskazywało na to, że to się uda. A jednak udało się !!!!!
Były Święta i odwiedziny dzieciaków i świąteczne rysowanki i teatrzyk i prezenty i kolędy.  Chciałoby się rzec spotkanie serc zwyciężyło z biurokracją !!! Refleksj?
Napiszę później jak już się ogarnę - teraz jestem w stanie napisać tylko jedno wielkie:
DZIĘKUJĘ!!!!
No dobrze to dziś mała próbka. Ale tylko malutka :-)
Historia zaczyna się kilka lat temu. Tak jak i przed kilkoma dniami  wtedy też były święta. Wtedy też narodził się Bóg. Msza Święta Pasterska w  kaplicy szpitalnej staje się zaczątkiem. Z poruszenia serc 3ki przyjaciół rodzi się nadzieja. Zakładają grupę przez którą w ciągu kilku kolejnych lat przewinie się około 200 osób. Dla każdej z tych osób będzie to inne spotkanie. Będą uczyły się kochać, płakać, cierpieć i szukać nadziei, upadać i podnosić się, stawać się sobą bez zakładania masek, które często tak bardzo do nich przylgnęły, że same  zapomniały o ich istnieniu. Chciałoby się powiedzieć szkoła życia- szkoła miłości, szacunku dla odmienności drugiego człowieka, tego, że choć różni pod wieloma względami, równi jesteśmy w prawie do kochania i bycia kochanymi. Życie jednak nie tylko daje szanse, życie także weryfikuje jak te szanse wykorzystaliśmy. Bo wziąć udział w lekcji jeszcze nie znaczy odrobić zadanie domowe.
Kiedy założył wolontariat wszyscy mówili o nim z uznaniem, wyrażali szacunek dla dobra, które niósł ze sobą. Przychodzili po radę, jak do kogoś komu się ufa, o kim się wie, że nie plecie trzy po trzy. Stawiali go za wzór sobie i innym. Nazywali przyjacielem, przewodnikiem,  "człowiekiem autentycznym". A gdy podjął decyzję inną niż oczekiwali? Znikł gdzieś szacunek, zniknęło uznanie; zupełnie jakby dobro, które niósł straciło na wartości, przestało się liczyć. Ale właściwie dlaczego? Bo ich wizja była inna? Bo nie pasowała do scenariusza jaki sobie założyli? Bo nie tego oczekiwali? Surowa ocena powziętych przez niego kroków nakazała wielu zerwać znajomość, odciąć się, odseparować, odgrodzić jakoby według nich miało być to wyrazem obrony "wyższych priorytetów". Zastanawia tylko fakt owej oceny. Bo czy wolno nam oceniać życie drugiego człowieka? Słuszność powziętej decyzji? -Nie. A czy na mocy pohopnie wydanej oceny wolno  przekreślić całokształt osoby, do której się odnosi?- Nie. Kto dał nam prawo do rozstrzygania o słuszności drogi jaką wybiera dany człowiek? Czy nasze życie jest aż tak bardzo czyste, tak bardzo krystaliczne? -Nie.
A przecież w gruncie rzeczy jest tym samym człowiekiem, którym był wtedy, ścieżka życia potoczyła się inaczej- wędrowiec pozostał ten sam. Nie trzeba wcale lupy ani szkła powiększającego by to zobaczyć, wystarczy pare kropel czystej, zimnej wody i wszystko stanie się przezroczyste.
cdn.