sobota, 14 grudnia 2013

Opowieść która toczy się wspak

Kiedy była młoda wojna zabrała jej błękit nieba. Ale nie będzie o tym opowiadać, bo pewnie trudno się słucha o tym bezmiarze cierpienia, o śmierci spacerującej ulicami. Zostawia to książką do historii one wiedzą jak delikatnie rozebrać fakty z emocji jak przekazać żeby nie bolało. Ustami opowieści maluje dom z solidnej cegły w centrum miasta. Dom okazuje się bezpiecznym i ciepłym wspomnieniem. Tam zawsze było wesoło i głośno. Ojciec wyjeżdżał często wspólnie z matką  opiekowała się siostrami. Najbardziej lubiła śpiewać im kołysanki. W cynkowej wannie mieszkały dziecięce strachy. Nie lubiła tych białych bałwanów mydlanej piany. Ale wtedy przychodziła mama cierpliwym delikatnym dotykiem przekonywała że jest bezpieczna. 
Minęła wojna spod sterty gruzów odradzającego się miasta ocaliła miłość. Był ślub i nadzieja. 
Mijały lata trawa zaczynała się zielenić. Bolesne wspomnienia powoli stawały się tylko wspomnieniami. Na świecie pojawił się mały Jacuś. Oczy i uroda  po tatusiu. Charakter wykapana mama. Na drugie dziecko  musieli czekać 5 długich lat. W tym czasie po raz kolejny zawali jej się świat. Choroba zabierze ukochanych rodziców oboje prawie jednocześnie.  Mijały miesiące.
Czas stał się z sprzymierzeńcem. Przyniósł małe mieszkanko ciche i spokojne na obrzeżach miasta. Po pokoju w radosnym gwarze biegały dzieci, a wieczorami  mąż dziennikarz  opowiadał o podróżach o wielkim świecie tuż za granicami Polski. Czuli się zawsze Polakami - obywatelami kraju, którego  miejsce jest w Europie. Dzieci dorosły, usamodzielniły się. Na świat przyszły wnuki. Pogoda w sercu wróżyła spokojną jesień u boku kochanego mężczyzny.  
Pogodną prognozę zdmuchną wiatr losu, który pojawia się zawsze niespodziewanie. Chwila nieuwagi na drodze właściwie nie wiadomo co się stało. Wypadek zabiera Jacka z urodą po tatusiu i  charakterem mamusi. Przecież to nie tak odwrócona kolejność. Zupełnie jakby ktoś wyrwał kartki z końca książki i wkleił w niewłaściwy rozdział opowieści. Niebo znów traci na błękicie. Trzeba będzie lat żeby znów przebiły się choć promyki słońca. Bo przecież to ich książka i opowieść musi potoczyć się dalej. Więc piszą kolejny wspólny rozdział i kiedy wydawałoby się że już wystarczy tych zwrotów akcji, ciemnych stronic jego jesień dobiega końca. Pani śmierć znów przechadza się pod ich oknami jak wtedy gdy była wojna. Tym razem robi to po cichu jak partyzantka. On umiera pogodzony z losem ona z jego odejściem nie pogodzi się nigdy.
Żyje tu i teraz w małym mieszkanku na obrzeżach miasta, z dużą ilością ciszy i fotografii. Syn daleko stąd za granicą, siostry na drugim końcu miasta, koleżanka z bloku obok pochłonięta świąteczną zawieruchą. Wolontariuszki wpadają gdzieś między zajęciami , ja wpadam. Samotność wśród ludzi najtrudniejsza z rodzai samotności. 
I tylko gdzieś to między i wciąż mam wrażenie że za mało.


niedziela, 24 listopada 2013

Pomiędzy

Babcia Ina lat 91,5, urodziny dwa razy w roku. Mąż zmarł 3 lata temu.
- Długo Państwo byliście małżeństwem?
Spojrzenie w oczy z odległości mniejszej niż 50 cm.
- 70 lat. Wytrzymałabyś?
- No właśnie nie wiem. :D
Śmiejemy się głośno, skrępowanie odchodzi w cień.
- Mieszkam tu sama na tej klatce różne typki się czasem kręcą trzeba sobie jakoś radzić. Coś wam pokaże.
Wraca po chwili w ręku trzyma zawiniątko.
- Wiecie co to jest?
- Tłuczek do ubijania kotletów?- Odpowiadam niepewnie.
- No właśnie. To jest najlepsze narzędzie samoobrony. Jak otwieram drzwi tłuczek zawsze w pogotowiu!- Znów uśmiech. Rozpromienia się.
Słuchamy opowieści o romantycznej miłości z czasów wojny, o ciepłym rodzinnym domu z piątką rodzeństwa u boku. O mężu dziennikarzu znanej tutejszej gazety, która czasem leży u mnie na stole. O odradzającym się po okupacji mieście.
Dwie godziny mijają w mgnieniu oka. Wychodzę. 15 minut, dwie przecznice, trzy pary drzwi - szpital. Oddział o znajomym zapachu i kształcie.
Na sali D. Długo czekałyśmy na to spotkanie, uśmiech mówi wszystko nie potrzeba wielu słów. One Dairecton na tapecie. Książka, gazeta, koc- cała kolekcja gadżetów. Słuchamy ich piosenek okazuje się że wcale nie są mi obce. Oglądamy zdjęcia. Chwile uchwycone w obiektywie lustrzanki spełnionym marzeniu. Dobre wiadomości!  Mam nadzieję że się jeszcze zobaczymy się jeszcze D . Uwielbiam kiedy zarażasz mnie swoim entuzjazmem!



niedziela, 13 października 2013

Dzień Dziecka Utraconego


Rok 2010

Mała wioska gdzieś na obrzeżach dużego miasta. Pks wlecze się niemiłosiernie. Niespecjalnie mi  to przeszkadza, niespecjalnie mi się spieszy. Pomału rozplątuje to co widziałam w ciągu ostatnich kilku dni. Tą pustkę która nabrała tak wyraźnego kształtu i koloru. Te cichnące rozmowy, które naprawdę da się usłyszeć. Po tamtych ulicach nadal jeżdżą samochody,  parkowe aleje nadal roją się od gaworzących w wózkach niemowląt, w tych malowniczych zakątkach nadal powstają fotografie tylko już z innymi bohaterami w tle. Tu słowa samotność wśród ludzi nabierają zupełnie nowego znaczenia. O tym, że odszedł wiem od ponad roku. Znów jest lato. Od tamtej chwili z jego mamą piszemy codziennie. O wspomnieniach, uczuciach o tu i teraz. Widujemy się rzadko, ale jednak. Kawa, herbata, spojrzenie w oczy, błysk świecy na jasnoszarym nagrobku, do domu. Odległość dzieli, ale nie oddziela. Ostatnie kilka dni spędziłam tutaj. Dotykałam jego miejsc, zapachów, chłonęłam dźwięki.
Kiedy czyta się o czymś z drugiej strony monitora jest łatwiej, jest bezpieczniej, kiedy zaczynasz tego dotykać to poraża, rodzi się niezgoda. Frustruje samotność, taka której nie da się zapełnić żadną obecnością. Albo inaczej frustruje samotność w samotności. Bo przecież to obrzeża dużego miasta. Tu jest wioska tylko kilka domów, ale tam kilka ulic dalej stoją bloki, centra handlowe, skupiska ludzi. Przecież niemożliwe jest żeby tam zupełnie niedaleko za kilkoma ulicami, nie było kogoś kto wie tak samo dobrze jak oni, kogoś kto też stracił, też pożegnał. Ale nikt nie zapuka do drzwi. Nikt nie naciśnie klamki od zewnątrz. Zaklęty krąg anonimowości. Brakuje miejsca spotkania, przestrzeni do bycia razem.

Wróciłam do domu. To trochę większa wioska w pobliżu innego dużego miasta. Siadam przy stole okno kuchenne wychodzi na cmentarz. I nagle dociera do mnie! Buntuję się przeciw rzeczywistości 60 kilometrów stąd ale tu jest podobnie. Ta sama pustka w tak wielu domach, ten sam krąg, ten sam brak. Wtedy po raz pierwszy myślę o 15 października. Wiem, że sama nie dam rady. Wiem, że niczego nie jestem pewna. Przeczesuje internet w poszukiwaniu jak największej ilości informacji.
Czytam: "Dzień Dziecka Utraconego obchodzony 15 października to Święto milionów rodziców na całym świecie. W Polsce od 6 lat przywędrował z USA za sprawą rodziców zrzeszonych wokół Stowarzyszenia Rodziców po stracie Dziecka Dlaczego www. dlaczego.org.pl" Czytam o 40 tysiącach poronień w Polsce rocznie i o 20 tysiącach dzieci zmarłych przed 18 urodzinami. Czytam o setkach tysięcy zniczy zapalanych przez przechodniów w pobliżu cmentarzy na całym świecie i różowo- niebieskich kokardkach przypinanych do ubrań na znak solidarności. Przeglądam informacje o mszach świętych w intencji dzieci utraconych w różnych miastach Polski, o wieczorkach poetyckich i spotkaniach balonikowych. Czytam, przeglądam i nie wiem już nic. 
A gdyby tak u nas? W naszym kościele? Ale czy mi wolno? Jak się za to zabrać? Jak zareagują ludzie? Czy ktoś w ogóle przyjdzie? Na wsi jest trudniej niż w dużym mieście, bo tu wszyscy się znają więc odpowiedzieć na takie zaproszenie pewnie jest trudniej. 
W internecie trafiam na blog niezwykłej kobiety. Opisuje tu swoje życie po stracie ukochanego synka. Pisze o zbliżającym się październiku. Czytam bloga od początku do końca - kilkakrotnie uderza w nim ból, uderza nadzieja. Czytam,płaczę, czytam, płaczę. W końcu rzutem na taśmę piszę maila do zupełnie obcej osoby z drugiej strony monitora. Piszę o szpitalu i o dzieciach które spotykam, piszę o Aniołkach, które spotkałam i o swoim pomyśle i o wątpliwościach o dużej porcji wątpliwości. Wyłączam komputer. Jeszcze nie wiem, że tam z drugiej strony monitora ktoś cierpliwie będzie czytał to wszystko, że odpisze, jeszcze  nie wiem, że poznam przyjaciela! OLU DZIĘKUJĘ! 
Po kilku dniach odbieram maila. Ola to pierwsza osoba, która usłyszała o moim pomyślę i pierwsza która napisała tak to może się udać! Gdyby nie to jej tak wtedy pewnie tego spotkania nigdy by nie było, ani tego ani kolejnych! Dostaję wiele cennych wskazówek i dużo pozytywnej energii do działania. Teraz  przede mną nielada wyzwanie muszę przekonać moich znajomych że warto, nie chcę na nich naciskać, chcę żeby to była ich - nasza decyzja. Wiem że sama nie dam rady! Podczas tamtej rozmowy głos grzęźnie mi w gardle. Spodziewam się że moi znajomi będą teraz zastanawiać się czy warto. A oni? Oni właśnie dyskutują o tym czy to powinno być wzruszające! Rozkładają mnie na łopatki są cudowni!!!!
Potem wszystko toczy się lawinowo! Pisze scenariusz Adoracji sprawdza go koleżanka która jest psychologiem, sprawdza Ola, ksiądz. Ktoś przygotowuje plakaty, ktoś ulotki z informacjami o miejscach udzielających pomocy po stracie dziecka, ktoś inny oprawę śpiewu. 15 października jesteśmy gotowi. W świątyni nie ma tłumów jest za to mała Biała Hostia - Okruszek Chleba, który wie . Przy ołtarzu płona świeczki pamięci. Płyną łzy, kłębią się  emocje. Udało się! Powstała przestrzeń odpowiedzieli ludzie!

Rok 2011
Kończą się wakacje. Zdaje sobie sprawę, że muszę podjąć decyzje, czy działać. Mam sporo wątpliwości tak naprawdę to wcale nie wiem czy tamto spotkanie komuś pomogło, czy coś komuś dało, czy jest sens. Stoję w pokoju. Na rękach trzymam małą Kruszynkę zawiniętą w różowym kocyku. Śpi spokojnie i uśmiecha się przy tym lekko. To moja siostrzenica, wyczekana, upragniona córcia chrzestna. I nagle dociera do mnie. Nam się udało! Księżniczka jest z nami cała i zdrowa. Chociaż początki ciąży były niepokojące. Pamiętam dobrze tamten strach, niepewność, tego nie da się wymazać! L. jest z nami, ale 40 tysiącom jej rówieśników nie dane się było urodzić. I właśnie dlatego nie wolno mi powiedzieć że mnie to nie dotyczy! Moje myśli biegną do strzępków zasłyszanych ostatnio historii gdzieś na plaży ktoś opowiadał śmierci jednej ze swoich córeczek bliźniaczek, ktoś inny  dzielił się przeżywaniem śmierci nastoletniego syna przyjaciółki, który właśnie przegrał z chorobą tak bardzo niespodziewanie, ktoś kto milczał dziesiątki lat nagle opowiedział o zmarłym synku, którego zabawki nadal stoją na szafie. Te historie posypały się jak grzyby po deszczu i jeśli wierzyć że nie ma przypadków to to właśnie nie mógł być przypadek. Podejmuję decyzję! Piszę do znajomych i po raz kolejny się nie rozczarowuje!!! Mam wokół siebie wyjątkowych ludzi! W dobie kiedy wszyscy narzekają na brak czasu, a media prześcigają się w pokazywaniu negatywnych postaw młodzieży, który zwieńczeniem jest zawsze hasło: "Ach ta dzisiejsza młodzież" obok mnie stoją młodzi ludzie którzy mają czas i wielkie serca! Nie umiem powstrzymać wzruszenia! Po raz kolejny dajemy radę - razem!

Rok 2012
Tym razem znajomi mnie wyprzedzają. Zanim zdążyłam otworzyć buzię słyszę: "Gosia ale robimy w tym roku 15stego?" Czy muszę pisać że po raz kolejny się wzruszam? Wiem, że wszyscy tego chcemy, wiem że ten dzień dla nas wszystkich jest ważny, że liczy się to że będziemy tam razem! Szukamy sposobu żeby dotrzeć z zaproszeniem do jak największej liczby rodziców. Zdaję sobie sprawę że jesteśmy ludźmi trochę "z zewnątrz", że tego nie przeżyliśmy, że do końca nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Namawiam na wywiad do gazetki parafialnej przyjaciółkę. Ona wie, oni z mężem rozumieją, aż za dobrze od 18 lat. Ciągle pamiętają o Synku i o Maluszka odeszłych przed narodzeniem, liczą lata i dni.Nie bardzo wiem jak i o co pytać. Rozmawiałyśmy o tym nie raz, ale czymś innym jest intymna rozmowa, kiedy ktoś wybiera miejsce czas i sposób, a czymś innym rozmowa sterowana- wywiad drukowany, który trafi do wielu odbiorców. K. jest niezwykłą kobietą z niezwykłą bezpośredniością i prostotą opowiada o bólu, rozłące, o miłości, która nie boli, boli tęsknota.  Tamtego dnia w kościele sercem widzę twarze wszystkich Aniołkowych Rodziców. Z przerażeniem odkrywam, że jest ich coraz więcej. Że dołączają do nich niektórzy z tych, których dzieci były jeszcze z nami podczas poprzednich październików. Świadomość czasem trudna do udźwignięcia....

Rok 2013
A dziś? Za dwa dni 15sty. Prawie wszystko gotowe, przed nami ostatnia próba i kolejne mam nadzieję (nie)ostatnie spotkanie. Myślami znów mocno jestem przy oddziale przy historiach, których tam dotknęłam. Tak naprawdę te spotkania to chyba mój sposób na bezradność. Kiedy jakiś maluch walczy na oddziale można zrobić wiele, wypełnić czas, spełnić marzenie,zorganizować imprezę charytatywną,  poprawić humor, przytulić, zmienić pieluchę. Wszystko to piękne, potrzebne i dobrze, że można, że czasem się udaje, że warto! Ale kiedy taki maluch odchodzi - wtedy nic już nie można. Zostaje bezradność, bo nie ma takiego działania, które miałoby moc sprawczą. Ale taka pustka w zakresie działania otwiera przed nami przestrzeń obecności. Nic nie robić- po prostu być. Nie mogę być przy wszystkich napotkanych na oddziale  rodzicach, których dzieci odeszły. Nie mogę chociaż bardzo tęsknię za nimi i za ich Anielskimi Pociechami. Ale mogę zrobić coś dla tych którzy są tuż obok, tu i teraz. Mogę współtworzyć przestrzeń spotkania i dyskretnie usunąć się w cień! I właśnie dlatego próbuję! I wciąż mam przy sobie cuuuudownych ludzi bez których nie dałabym rady!

Jestem! :-)

No tak faktycznie strasznie dawno mnie tu nie było. :-) Aż sama zdziwiona, że tyle czasu minęło! Ostatnio tygodnie uciekają mi wprost w locie błyskawicy mamy już połowę października! Od półtora miesiąca pracuję zawodowo. Pomału zaczynam się wdrażać, początki były ciężkie ale dzieci cuudowne!!! I chyba właśnie o to chodzi!!!! Po młu wpadam w rytm wyklarowuje się mój plan dnia i udaje mi się wrócić na oddział! No z małymi przerwami bo infekcje niestety skutecznie je wymuszają, no ale bezpieczeństwo maluchów najważniejsze!!! Tyle o mnie! Asiu dziękuję za mobilizację! :-) Następna notatka będzie już w temacie!

środa, 31 lipca 2013

Martynka!

 
Nie udało nam się pomóc koncertem może tak się uda, udostępniając filmik tutaj.  Zachęcam do podzielenia się historią Martynki za znajomymi! Wystarczy podesłać link do filmiku!
 
 
 

sobota, 27 lipca 2013

Gosieńka!

Na świecie pojawiła się Gosieńka. Siostra niebieskookiego przystojniaka Jasia z pierwszej notatki!!!!

Jasieńku masz siostrzyczkę! Pierwszy raz usłyszałam o niej kiedy jeszcze leżałeś w szpitalu. Wtedy była marzeniem, które może kiedyś się spełni. Dziś to marzenie przybrało kształt prześlicznej ciemnowłosej dziewczynki o błyszczących oczkach! Jest przecudna!
A zaczęło się tak: Jakiś miesiąc temu dostałam sms od Twojej mamy : "u nas do przodu, często o Tobie myślę no i mam maleńką dzidzie o imieniu Gosia." Sms, który wzrusza, wzrusza mocno. Odpisuję choć niekoniecznie dobrze widzę literki na klawiaturze telefonu, łzy radości, gratulacje!
Czas mija. Sms z życzeniami imieninowymi. I przepiękne zdjęcie Księżniczki w odpowiedzi! Cudna!
Zatęskniłam za Tobą bardzo.
Opiekuj się Siostrzyczką, Starszym Bratem i Rodzicami! A jeśli możesz to i do mnie uśmiechnij się czasem z chmurki, tak jak tylko Ty potrafisz!
Gratulacje Maleńki starszy braciszku!

piątek, 26 lipca 2013

Kocham

Przystanek autobusowy.
- "Wszystko się w tym kraju poprzewracało książki są drogie. Pani o tym nie myśli. Proszę się nie
gniewać Pani jest młoda. Wydatek na jedno dziecko to kilkaset złotych, a jak ma się dwójkę lub trójkę. Pani kochana o tym to już nikt nie myśli."
siwe włosy połyskują w słonecznym świetle.
- A Pan to pewnie  o wnuki się troszczy?
-"Nie Pani kochana nie mam wnuków. Ale żonę miałem kochaną. Nie mieliśmy dzieci. Żona już nie żyje. Nigdy nie chorowała. Dostała skierowanie do szpitala. Rozmawiałem z doktorem. On mi powiedział, że może być różnie. Ja mu na to doktor ona taki okaz zdrowia! Umarła.
A wie Pani jak umarła? To była Wigilia 24 grudnia. Spędziliśmy ją po Bożemu - opłatek te sprawy. Po północy napiliśmy się po lampce dobrego wina. Zasnęła."
- Smutne.
- "Pani kochana jak ja bym chciał taką śmierć. Żeby to wszystko tak jak ona, żeby się nie męczyć."
Rozmowa ze mną toczy się jakby poza mną.
-"kupiłem sobie ostatnio telewizor. Wydałem sporo oszczędności.  Jaki w nim jest obraz. Jak to wszystko wyraźnie widać."
- I programów teraz dużo!- próbuję się wtrącić.
-"O tak dużo programów! Dawniej żona oglądała seriale to nie mogłem. Teraz oglądam. Najczęściej wiadomości w nocy."
- A w dzień?
- "W dzień to ja sobie obiad ugotuje. Sam dużo nie potrzebuje, ale ciepły obiad musi być. A w nocy oglądam dom duży i ta cisza, więc oglądam. Teraz tak długo śpiewają na tych kanałach. Dawniej to było tylko 20 minut dziennie. Swój pierwszy telewizor kupiliśmy przy rynku. Tam był taki sklep ze sprzętami. Jaka to była frajda! I wie Pani on 15 lat działał bez zarzutu! A dzisiaj to jak się trafi.  Wtedy to żona wybierała."
Cisza.
- Musiał Pan ją bardzo kochać.
- "Kocham, kocham do dziś. O jedzie mój autobus! Do widzenia Pani wszystkiego dobrego! " -  promienny uśmiech na twarzy.
-Dziękuję i nawzajem!
Odjechał. I tylko ten czas teraźniejszy.


poniedziałek, 22 lipca 2013

Obrazki

Obrazek 1
Mała szpitalna sala. W jej centrum mały człowieczek. Zupełnie malutki. Diagnozy niepomyślne dobrych rokowań brak. Jestem zakochana w nim bezgranicznie. Piszę licencjat, w jego sali szukam wyciszenia, zatrzymania, spotykam się z nim spotykam się sama ze sobą. Siedzimy po dwóch stronach łóżeczka. Ona ma kruczoczarne kręcone włosy i takie smutne oczy. Widzę je do dziś gdy zamykam powieki. Nierozczytana, niewyczytana historia, Odchlań, pustka i nadzieja. Kocha go nad życie - nie da się bardziej- jestem pewna. Cierpienie jest osobowe, czasem, gdy dotyka Kogoś tak bliskiego, w braku perspektyw na poprawę chciałoby się je po prostu skrócić. Żeby go nie bolało, żeby się nie męczył, żeby to wszystko nie trwało tak długo, mimo wszystko nie odchodź zostań. Jej twarz na przeciwko mojej patrzymy sobie w oczy. Eutanazja? Nie zgadzam się na takie myślenie. Nie potrafię. Ale rozumiem- rozumiem, że boli. Nie oceniam. Jesteśmy obok, razem, w jednej sali, dzielą nas poglądy, łączy Mały Człowieczek- on przede wszystkim. W tamtej chwili jesteśmy bliżej siebie niż kiedykolwiek z kimkolwiek.

Obrazek 2
To ich pierwsze dni na oddziale. Ciemnowłosy czterolatek, wygląda dokładnie jak miniaturka mamy. Szczupła zadbana kobieta. Czarna koszulka na naramkach, leginsy dobrze komponują się z klasycznym makijażem, spod którego przebija lęk i niepewność, dużo niepewności. Maluszek jest jej całym światem, Mamusijnym oczkiem w głowie. Nie potrafi odmówić mu niczego. Chciałaby nieba przychylić. Ta historia skończy się dobrze. Ale teraz nikt tego nie wie. Jest tylko zagubienie. Znalazła się wśród rodziców, którzy rozumieją tak dobrze jak nikt. Zapewne zaopiekują się tą przeuroczą dwójką. Kiedy wrócę tu za kilka dni wszystko będzie już wyglądało inaczej. Wracam. Konsternacja. Nic się nie zmieniło. Między nimi, a resztą świata wyrósł mur. Niewiele rozumiem w zasadzie nic. Dlaczego? Na odpowiedź nie muszę długo czekać. Przeszkodą okazał się światopogląd. Jak trudno w jednokulturowej społeczności zaakceptować kogoś kto myśli inaczej. Jak bardzo dotkliwa musi okazać się wtedy samotność. Czy inne zwyczaje muszą oddzielać ludzi? Czy powodem ku tej izolacji może być fakt, że innym imieniem nazywamy Boga? Nie zgadzam się. Od tamtego czasu odwiedzam ich często. Poznaję niezwykłych ludzi o wielkich sercach i jeszcze większej nadziei. Dziś nie mamy już ze sobą kontaktu. Mój czarnowłosy czterolatek biega pewnie gdzieś po szkolnym boisku i celnie trafia do bramki. A ja zabrałam ze sobą lekcję i staram się równie starannie odrabiać zadanie domowe.
Obrazków podobnych do tych, na przestrzeni tych 5ciu lat mogłabym mnożyć. Nauczyły mnie jednego. Ludzie są pięknie, gdy są różni. A różnice nie muszą przeszkadzać nam w zbudowaniu bliskiej relacji z tą drugą osobą wręcz przeciwnie wzmacniają i ubogacają.

niedziela, 30 czerwca 2013

Pozdrowienia!

Tym razem użyję tego bloga, w nieco innym celu niż zwykle!
Chciałabym bardzo ciepło, pozdrowić za jego pośrednictwem , pewnego przesympatycznego Chłopaka spotkanego w jedno z piątkowych popołudni, w pksie relacji Poznań - Gniezno, który obiecał mi, że tu zajrzy!
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, choć nawet nie wiem jak masz na imię i dziękuję za przemiłe towarzystwo i rozmowę!
Mam nadzieję, że tu czasem zajrzysz!

piątek, 28 czerwca 2013

Kiedy czasem coś nie wyjdzie...

No bo właściwie to czemu te notatki mają być tylko o tym, co się udaje i co wychodzi?  Tym razem nie wyszło.
Więc miał być koncert dla pewnej przeuroczej dziewczynki. Planowaliśmy go od dłuższego czasu. Wszystko było dopięte na ostatni guzik: zarezerwowana salka, wybrany zespół ustalony repertuar i data. Odliczałyśmy dni. Zaprosiłyśmy bohaterkę i jej najbliższych. Niesamowicie miłą była dla nas odpowiedź że przyjadą. Nie spodziewaliśmy się, dzielą nas przecież dziesiątki kilometrów. Miesiąc do przodu ogarniałam prawnika i wszystkie formalności. Wszyscy zbieraliśmy fanty na loteriadę talentów. W planie była wystawa prac małej bohaterki i sprzedaż ciast, a także pisanie listów dla całej rodzinki. Wszystko szło jak po maśle.
Na  tydzień przed koncertem pojawił się pierwszy problem. Osoba, która obiecała nam udostępnić sale oświadczyła że obecnie odbywa się tam remont i absolutnie nie ma opcji zorganizowania tam czegokolwiek. Ludzie kto planuje remont w miejscu poniekąd publicznym niespełna dwa tygodnie do przodu?  I nawet nie raczy nas o tym poinformować.... Byłam właśnie w drodze do naszej kochanej Maludy kiedy dowiedziałam się powyższego newsa. . Wyobrażacie sobie to siedzisz w pksie relacji Poznań - Inne miasto. Wokół Ciebie lasy i pola jesteś totalnie uziemiona w tej chwili faktycznie nie jesteś w stanie zrobić i masz tą świadomość, że za chwile musisz powiedzieć 8 letniej dziewczynce, którą na swój sposób kochasz, że jej marzenie, na które czeka jednak się nie spełni. Kosmos. Wchodzę do mieszkania
M. :- Gosia za tydzień się widzimy, na koncercie dla mnie
        - Gosia, a oni tam wszyscy będą dla mnie?
        - jej a to będzie pierwszy dzień lata, będę witała tam lato!
I jak tu jej powiedzieć, że to wszystko nie aktualne?

Ale może wcale nie trzeba tego odwoływać? Mamy zespół, chętnych ludzi wystarczy tylko znaleźć salkę i gotowe.
Razem z koleżanką obdzwaniamy sale ona tu ja tam. Udało się, udało, udało! Uff.
Wieczorem M. do mnie:
- Gosia, a ty cały dzień dzisiaj, gdzieś dzwonisz ile można!
Uwielbiam tę 8 latkę!!!!!!! :*
Wiesz M.- mówię do niej teraz mogę Ci już powiedzieć. Przepraszam, ale dzwoniłam bo mieliśmy problem z koncertem.
- Ale wszystko się udało?
- Tak udało się. - mówię z ugą
- Huuuuuuuura Tobie zawsze się udaje!!!!!!!!!!

Okazuje się jednak nie zawsze.
Dzień poprzedzający koncert.  Telefon: "Mamy problem z zespołem- nie zagra. Odwołujemy?"
Ale jak nie zagra przecież jeszcze kilka godzin temu miał próby? Na facebooku mam spis utworów, które od nich dostałam jeszcze wczoraj. Odwołać ale jak odwołać? Jak dotrzeć do ludzi których zaprosiliśmy? To jest jakiś koszmar.
- "Słuchaj kochana - piszę do niej- nie jesteśmy w stanie tego odwołać. Zmieniamy program będzie wieczorek muzyczno poetycki - karaoke plus wiersze. Damy radę musimy." Tej nocy nie śpię spokojnie.
Ranek doszlifowuję program. Udało się Jesteśmy na sali start za dwie godziny. Dmuchamy balony dopinamy dekoracje. Udało się dobrnęliśmy.
Godzina zero- wszystko gotowe tylko sale świeci pustkami. Pojedyncze osoby plus oczywiście nasi Główni Bohaterowie. Nie wiem jak się zachować, co zrobić, jak spojrzeć w oczy. Co powiedzieć M.? Co jej rodzicom? Nie mamy nawet kawy by ją normalnie wypić.
Przy stole bez obrusu, pijemy herbatę bez cukru. Ale mamy siebie.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że wolontariat to nie wiele , nie jest pracą, nie ma umowy wszystko jest elastyczne i bez znaczenia. Może i nie ma znaczenia, może za niedopełnienie czegoś nie grożą sankcje prawne jest za to dane  słowo, które czasem znaczy więcej niż to wszystko pozostałe razem wzięte.
Jest mi przykro i głupio, że tak wyszło choć to przecież nie moja wina, ale dałam słowo. ...



niedziela, 2 czerwca 2013

To dokładnie dziś minęły 4 lata. Zapaliłam dodatkową świeczkę na cmentarzu. Tak wyraźnie się paliła, było już szarawo.
Dziś był u nas krwiobus. Pierwszy raz oddałam krew. Taki mój prezent dla Ciebie na tą czwartą rocznicę. Bez krwi nie miałbyś szans i choć przegrałeś to bez niej nie dostalibyśmy tych 6 wspólnych miesięcy. Bez krwi Twoi koledzy i koleżanki z oddziału nie byliby dzisiaj zdrowi. Mam nadzieję, że się do mnie dziś uśmiechniesz z Góry Mój dzielny Bohaterze!

piątek, 31 maja 2013

Nie bardzo wiem od czego zacząć.  4 lata temu świat był kolorowy. W ogrodach kwitły kwiaty, wśród zieleni drzew fruwały barwne motyle. Wszystko było jasne, uporządkowane i przejrzyste, a w szpitalach wcale  nie umierały dzieci.
Pewnego dnia w szpitalnej izolatce pojawił się chłopiec o bardzo wyraźnych kształtach i kolorach. Od tamtej chwili oddział przestał być szary i smutny, bo chłopiec pokolorował go swoją obecnością i eksplozją dziecięcego entuzjazmu. Lubiłyśmy ten kolorowy oddział. Każdego dnia wylepiałyśmy na nim tęcze z nadziei, na której końcu czekał upragniony dom chłopca.
Aż tu pewnego dnia chłopiec tak po prostu zniknął. Znalazł się na końcu tęczy, tylko na chwilę. Ten przystanek trwał 14 dni. Potem dotarł do kresu podróży- tam był już tylko błękit.
To było 4 lata temu.
Od tamtego czasu sporo się zmieniło. Dotknęłam wielu historii, w niektórych zastygłam na dłużej- zmieściłam się cała. Dziś wiem, że dzieci w szpitalach czasem umierają, dziś wiem, że miłość nie umiera w szpitalach.
Ktoś powiedział mi kiedyś "za jakiś czas zapomnisz i wszystko wróci do normy" Minął jakiś czas to fakt życie toczy się dalej maj mai się w pełnej krasie, a wśród zielonych drzew fruwają barwne motyle i dobrze tak powinno być. Ale nie zapomniałam i nie zapomnę, za dużo Tobie zawdzięczam, za bardzo za Tobą tęsknię, zbyt mocno wierzę, że kiedyś przecież się spotkamy, Tam gdzie jest tylko błękit.
Twoja wolontariuszka.

wtorek, 28 maja 2013

Pierwszy

W głowie obrazki dwoją się i troją.

Pierwsza szkolna legitymacja Różowej Panienki

Pierwszy przedszkolny Dzień Mamy Perełki

Pierwsza wycieczka szkolna Kruszynki Szczęścia

Pierwszy dzień w przedszkolu P.

Pierwsze Święta w domu R.

Pierwsze słowo "Mama" Małej Księżniczki

Nie-pierwsza nadzieja!

I jak tu nie wierzyć, że Ktoś nad tym wszystkim czuwa? :-) No to dziś uśmiecham się do Niego bardzo szeroko! Wiem, że JESTEŚ!!! :-)


niedziela, 26 maja 2013

Niedomknięte

Znamy się jakieś 3 miesiące. Najpierw było szkolenie 2,5 roku temu pewnie się na nim minęłyśmy, może nawet zamieniłyśmy kilka słów. Zaczęło się  całkiem niedawno od telefonu: "Cześć słyszałam, że organizujesz wprowadzanie na oddział dla nowych wolontariuszy, mam szkolenie chciałabym wejść"
Spotykamy się w holu szpitala. Szybka instrukcja obsługi szatni i zaczynamy spacer po oddziałach. Nie mamy dziś szczęścia maluchy nie bardzo mają ochotę na zabawę. Staram się delikatnie tłumaczyć, że czasem tak jest, że nie zawsze, że częściej brakuje nam rąk do pracy niż entuzjazmu dzieciaków, ale szpital uczy też uszanowania ciszy, elastyczności. Zniechęcenie chodzi cichutko na palcach, ukradkiem zaglądając nam w oczy.
Rzutem na taśmę podejmujemy decyzję został jeszcze jeden oddział, onkologia dzieci starszych. Teraz obie jesteśmy tak samo niepewne. Obie przecieramy szlaki, choć mnie mimo wszystko jest chyba łatwiej. Ku naszemu zdziwieniu ten oddział okazuje się strzałem w dziesiątkę. Znalazłyśmy nasz własny port- zostajemy.
.........................................................................................................................................................................
Zeszły tydzień- izolatka. Właśnie skończyłyśmy grać w chińczyka, chińską kostką, wymyśliłyśmy "krówka"- męską odmianę zwierzęcia zwanego krową i wysłuchałyśmy sprawozdania z nocnych seansów bajkowych, szpitalnego kina- nie koniecznie chcianych. Wyrzuciłyśmy maseczki, zdjęłyśmy fartuszki - wyszłyśmy z oddziału. Nagle usłyszałam:
- Nie zgadzam się, nie rozumiem, dlaczego one muszą tu być, ja wiem, że dla Ciebie to jest normalne, ale ja...
Zatrzymałam się, całą sobą utknęłam na tej chwili. Przerwałam w pół zdania.
- Nie to nie jest normalne. Też tego nie rozumiem, też się nie zgadzam. I właśnie dlatego, że się nie zgadzam tu jestem.
Dziękuję Ci K. za tamtą chwilę, dziękuję, że odkurzyłaś wszystkie moje znaki zapytania. Wiesz, na nie chyba nie da się znaleźć odpowiedzi, można je tylko wziąć ze sobą,  ponieś dalej i zgodzić się na to, że zawsze pozostaną niedomknięte jak drzwi oddziału możesz je zatrzasnąć lub otworzyć. Wiem, że Ty już wybrałaś - obie wybrałyśmy. Dobrze, że jesteś!

piątek, 3 maja 2013

5

Czuję się tam jeszcze nieswojo.  Tu są sale, tu dyżurka, tam umywalka z dezynfektorem. To wystarczy. Byłam tu wcześniej kilka razy. Niewiele zabrałam ze sobą obrazki twarzy, strzępki rozmów. Niepewność i zniechęcenie, dużo niepewności. Teraz odkrywam to miejsce na nowo, w zupełnie nowym świetle. Stawiam swoje pierwsze nieśmiałe kroki. Świeżość krępuje, ale też otwiera coś nowego. To, co nieznane zawsze budzi obawy jednocześnie jednak chroni przed rutyną, uczy pokory, a zarazem uruchamia całe pokłady świeżej energii, którą można spożytkować.
Ten oddział jest tak podobny do oddziału maluchów, a zarazem tak bardzo różny. Na razie odważyłam się wejść tylko na jedną salę. Zacumowałam i dobrze mi tam. Za każdym razem pojawiają się tu nowe buzie, chowam wszystkie. Uczę się rysów, imion, uczę się na nowo rozmawiać. Nie jest łatwo. Moja pierwsza rozmówczyni od razu wykłada karty na stół. Diagnoza to białaczka, jest bardzo świadoma swojej choroby, wie o niej dużo, mówi otwarcie i wprost. O sporcie, który kocha, o rodzeństwie, które zostało w domu, o śpiewaniu, którego brakuje. Zaurocza mnie. To dzięki niej tu zostaję. Szukamy wspólnej płaszczyzny. Nie zawsze od razu się udaje, ale pytanie: "kiedy znowu przyjdziecie?"- warte jest tych poszukiwań.
Jestem jak dziecko, które uczy się chodzić. Stąpam bardzo ostrożnie, niczego nie jestem pewna, nie wiem, czy sobie poradzę. Ale pamiętam  pierwsze dni w szpitalu. Wtedy też nie wiedziałam, nie byłam pewna. Wtedy się udało. Czasem, żeby coś drgnęło trzeba zostawić to co sprawdzone, bezpieczne i odpłynąć od brzegu. Wierzyć, że nie ma przypadków, że na wszystko jest czas, którego nie da się ani wyprzedzić, ani dogonić. Co przyniesie? Wierzę, że dużo dobrego!
Maluchów nie zostawiam, nie umiałabym, ale o tym będzie już inna notatka.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Ocalone

Zostały ocalone, wyrwane losowi są.
Ocalona 1.
Trzy razy próbowała już nie być. 3 tygodnie bezpiecznego, nieprzerywanego snu, hałas wokół nie miał znaczenia. Potem przebudzenie i powrót do rzeczywistości. Przestała próbować tylko dlatego, że uwierzyła że nawet to jej się nie uda.
Raz zaufała. Był przystojny i mówił, ze kocha. Nagle przestał, bo nie ten punkt na kuli ziemskiej. Bieguny Ziemi zmieniły bieguny uczuć. I jak tu wierzyć, ze kiedyś będzie inaczej? Wiara Dziecka jest morzem, niewiara zranionego dziecka oceanem.Mówi, że nie jest samotna ma koleżanki, znajomych, tylko tam do środka nikogo nie wpuszcza bo jeszcze mógłby zniknąć jak kolejna bańka mydlana z kolorowego snu że będzie dobrze.

Ocalona 2.
Moja siostra jest już u Niego. Cieszę się, bo wiem że jest jej dobrze. Cieszę się, bo  nie musi przechodzić tego co ja . Wciąż wierzę, że oni się jeszcze zmienią. Mają czas.

Są jest dopiero wstępem do być

A ja się nie zgadzam, po prostu, nie zgadzam się choć nie mam wpływu, choć wiem, że to niekonstruktywne.

niedziela, 31 marca 2013

Łzy

Wielki Piątek, doroczna Liturgia połączona z Adoracją Krzyża. Jedno wyrwane z kontekstu zdanie w homilii: "Cierpienie niewinnych zawsze pozostanie tajemnicą, zupełnie niezrozumiałą tajemnicą, na którą odpowiedzią jest tylko Chrystus." Nie wiem, jakie konkretnie sytuacje miał na myśli kapłan, nie wiem dlaczego ja odniosłam je właśnie do szpitala. Może dlatego, że bardzo dobrze pamiętam jego kazanie z zeszłego roku kiedy mówił o grobach dzieci znajdujących się na naszym cmentarzu, o tajemnicy śmierci, która czasem dotyka także je. Prawda jest taka, że tamten cytat każdy mógł odebrać inaczej, na swój sposób- każdy dobry.
Obok w ławce wysoki, elegancki mężczyzna po  50ce. Znam go dobrze zawsze uśmiechnięty, rozmowny, chętny do pomocy. Słowem człowiek orkiestra:  kochający mąż, ojciec, oddany działacz społeczny. Na co dzień silna ręka, dziś drżącą dłonią ściska chusteczkę, w którą kapie miłość, przesiąknięta tęsknotą.

To było ponad 20 lat temu. Nic nie zapowiadało tragedii. Rutynowy zabieg, narkoza miała potrwać tylko chwile. Stało się inaczej. Medyczne przyczyny są znane, pytanie dlaczego pozostało bez odpowiedzi.

Adoracja krzyża- spotkanie trzech Synów. Tego u stóp ołtarza trzymającego Krucyfiks, tego w Niebie i tego, który dziś umarł na Krzyżu.

Tej sceny nie da się opisać. Ja zobaczyłam w niej twarze, tych wszystkich rodziców, tych wszystkich Małych Świętych i te wszystkie znaki zapytania.
Tak naprawdę nie jestem w stanie tego wszystkiego sobie nawet wyobrazić. Nie jestem w stanie poczuć nawet w małej cząsteczce. Bo nigdy tego nie przeżyłam. Nie wiem nawet, czy mam prawo pisać cokolwiek w tym temacie. Pewnie nie.
Tę scenę chowam w sercu, zabieram ze sobą dalej- niech dojrzewa. Ale zostawiam ją też tutaj odkładam, aby pamiętać
Po Liturgii szybka próba organizacyjna czuwania, które zaraz ma się rozpocząć. Już nie powstrzymuje łez..
-"A. obiecaj, że zrobimy październik musimy"
-"Wiem, obiecuję" - o nic nie pyta.
Patrząc na to samo widziałyśmy zupełnie coś innego. Punktem zbierzmy była miłość.
Jak dobrze, że ona jest, ze oni są.

wtorek, 26 marca 2013

Za rękę.

Chirurgia. Kufer historii. Każda inna, każda tak jakby na chwilę, przelotem. Oddziałowa świetlica zmienia się   w prawdziwą kuźnię talentów. A to za sprawą kilku rezolutnych harcerek, które postanowiły nie pozwolić maluchom na nudę.
Chwila na organizację, spacer po salach i kolorowa salka zaczyna się zaludniać. Eksplozja entuzjazmu i twórczości.
Przy stoliku mała niespełna 8 letnia dziewczynka. Włoski delikatny ciemny blond zaczesane w dwie kitki. Z zaangażowaniem maluje obrazek. Dwa woreczki podpięte do cewnika swobodnie opadają na podłogę. Widzę w niej odbicie siebie sprzed około 14 lat. Ten sam zabieg, ten sam oddział, chyba nawet świetlica ta sama. Niezwykła chwila spotkania. Retrospekcja w czasie.

I znów dwie kitki. Tym razem ciemne, zaczesane wysoko rzucają się w oczy znad kolek wózka, na którym się porusza . Uśmiechnięte, figlarne oczy zapadają w pamięć od pierwszej chwili. Pierwszy raz spotkałyśmy się tu kilka dni temu witając wiosnę. "Chciałabym się do Ciebie przytulić mogę ? " Przytulam małe, ciepłe łapki. Jest czarująca!
 
Zaglądam do sal. Nie wszystkie maluchy mogły nas odwiedzić w świetlicy, postanawiamy wyjść im na przeciw. Trafiam do sali małej M. Śliczna, delikatna dziewczynka, o smutnej twarzy, która ma w sobie coś co przyciąga. Nie wychodzę zostaję na dłużej. M. Jest w trakcie leczenia chemioterapią. To dziwne, że spotkałyśmy się właśnie tu nie tam - na hematologii, widocznie to nie był ten czas dopiero tu miałyśmy się znaleźć. Początkowo trudno nam złapać wspólny kontakt, trafiłam w trudny moment, kiedy cały świat zdaje się być na nie. Lekarze zachęcają do chodzenia, ale to nie takie łatwe kiedy wszystko boli, a do tego prawie się nie znamy. W końcu udaje się mała dłoń w mojej dłoni - jeszcze niepewna, ale już obecna. Ruszamy na korytarz mamy przecież ważne zadanie. Rozdać kolorowanki dzieciom, które zostały na salach! Spacerujemy, zaglądamy za każde drzwi. To dzisiaj nasza najdzielniejsza wolontariuszka! Mam wrażenie, że trzymam za rękę Anioła, Anioła w aureoli z nadziei, który dzielnie kroczy po zdrowie, trzymam kciuki!!!!!!

Jak łatwo jest dawać, kiedy wszystko jest ok, jesteśmy zdrowi, uśmiechnięci, wyspani i tacy bezpieczni. Trudniej kiedy trzeba pokonać samego siebie! M. mała dziewczynka, dzielniejsza od dorosłych!!!!

poniedziałek, 25 lutego 2013

Gdy Ci ktoś powie: "Na świecie nie ma już miejsca na miłość."
Nie wierz mu miłość jest bliżej niż myślisz obok Ciebie.
Musisz tylko otworzyć szeroko oczy i nie bać się zobaczyć!
Gdy Ci ktoś powie "Dobrzy ludzie istnieją  tylko w bajkach"
Nie ufaj mu. Dobrzy ludzie są na wyciągnięcie ręki
Musisz tylko w nich uwierzyć
Gdy Ci ktoś powie: "Nie ma już nadziei"
Bądź pewny myli się. Nadzieja jest zawsze- W Tobie i we mnie 
A bez niej, ani Ciebie, ani mnie by nie było.

Chciałabym bardzo podziękować pewnej niezwykłej rodzinie, za sprawą której  uczę się tego każdego dnia od nowa.
K, A,M,M, B - Dziękuję :-))  

wtorek, 22 stycznia 2013

Do zobaczenia w Niebie!!!



 

"Bo jak śmierć potężna jest Miłość"  




Walczyłeś dzielnie ponad 4 lata. Nie potrafię policzyć ile razy w tym czasie uczyłeś się siadać, chodzić, mówić Ale nie poddawałeś się brnąłeś do przodu, śmiałeś się, płakałeś rzadko.  Kochałeś kolorowanki, Boba Budowniczego i koparki.
Wygrałeś wiele bitew. Pamiętam jak kiedyś zza ściany obok usłyszałam Twój głos. Pomyślałam sobie, że to  niemożliwe Ty jesteś przecież zdrowy, jesteś w domu, rozrabiasz z siostrzyczką. Ale to był Twój głos. Droga toczyła się dalej. Ani przez chwilę w tej walce nie pomyślałam, że mógłbyś przegrać, że właśnie Tobie mogłoby się nie udać.Nadal nie mogę w  to uwierzyć. Przed oczyma mam twarz Twojej mamy. Często zmęczonej, ale zawsze pogodnej kobiety o twarzy Anioła. Tamte rozmowy, chwile, zabawy i łzy chowam w sercu.  Chowam jak chowa się perłę na dnie oceanu. Zostawiłeś mi bardzo wiele Maleńki. Dzięki Tobie nic nie wygląda dziś już tak samo. Dziękuję, Kochany, że byłeś, jesteś, że zostaniesz, choć daleki oczom, bliski sercu! Śpij Aniołku! Do zobaczenia w Niebie!     

sobota, 5 stycznia 2013

Kubeczki

Przedświąteczny wtorek. Na oddziale wrze!!! Kolejna, cudowna akcja Świąteczna,cudowni ludzie, ludzie z świata mediów, telewizji, olimpijczycy, sportowcy zupełnie od innej strony. Dziś bez makijaży i blasku fleszy. Tacy zwyczajni, a  tak piękni!!! 
Dźwięk kolęd, ruch , zamieszanie, to miejsce, aż paruje pozytywną energią, ożywa.
Uciekam na chwile od zgiełku. Bezpiecznym azylem okazuje się kuchnia. 
Zmywam miseczki po lukrze od pierników, które przed chwilą dzięki maluchom i wolontariuszom stały się prawdziwymi słodkimi arcydziełami. 
Białe szpitalne kubki po zupie po chwili lśnią na suszarce, nie lubię zmywać, ale tu, tu jest jakoś tak inaczej.
Ciągle uczę się czym jest obecność. Odkrywam ją  delikatnie, na nowo i na nowo...

Obecność jest wtedy kiedy siedzisz przy łóżku chorego dziecka i dzielisz się zabawą.
Obecność jest wtedy kiedy wokół rozbrzmiewa śmiech i nadzieja.
Obecność jest wtedy kiedy dzielisz się słowem
Jest w wspólnie wypłakanych łzach i spojrzeniach w oczy, w których nic już nie ma poza pustką.
Jest w pozmywanych kubkach i zamiecionej podłodze.
Jest wtedy kiedy jesteś tuż obok i wtedy kiedy możesz być tylko sercem...   
Obecność jest wtedy kiedy JESTEŚ.