piątek, 31 maja 2013

Nie bardzo wiem od czego zacząć.  4 lata temu świat był kolorowy. W ogrodach kwitły kwiaty, wśród zieleni drzew fruwały barwne motyle. Wszystko było jasne, uporządkowane i przejrzyste, a w szpitalach wcale  nie umierały dzieci.
Pewnego dnia w szpitalnej izolatce pojawił się chłopiec o bardzo wyraźnych kształtach i kolorach. Od tamtej chwili oddział przestał być szary i smutny, bo chłopiec pokolorował go swoją obecnością i eksplozją dziecięcego entuzjazmu. Lubiłyśmy ten kolorowy oddział. Każdego dnia wylepiałyśmy na nim tęcze z nadziei, na której końcu czekał upragniony dom chłopca.
Aż tu pewnego dnia chłopiec tak po prostu zniknął. Znalazł się na końcu tęczy, tylko na chwilę. Ten przystanek trwał 14 dni. Potem dotarł do kresu podróży- tam był już tylko błękit.
To było 4 lata temu.
Od tamtego czasu sporo się zmieniło. Dotknęłam wielu historii, w niektórych zastygłam na dłużej- zmieściłam się cała. Dziś wiem, że dzieci w szpitalach czasem umierają, dziś wiem, że miłość nie umiera w szpitalach.
Ktoś powiedział mi kiedyś "za jakiś czas zapomnisz i wszystko wróci do normy" Minął jakiś czas to fakt życie toczy się dalej maj mai się w pełnej krasie, a wśród zielonych drzew fruwają barwne motyle i dobrze tak powinno być. Ale nie zapomniałam i nie zapomnę, za dużo Tobie zawdzięczam, za bardzo za Tobą tęsknię, zbyt mocno wierzę, że kiedyś przecież się spotkamy, Tam gdzie jest tylko błękit.
Twoja wolontariuszka.

wtorek, 28 maja 2013

Pierwszy

W głowie obrazki dwoją się i troją.

Pierwsza szkolna legitymacja Różowej Panienki

Pierwszy przedszkolny Dzień Mamy Perełki

Pierwsza wycieczka szkolna Kruszynki Szczęścia

Pierwszy dzień w przedszkolu P.

Pierwsze Święta w domu R.

Pierwsze słowo "Mama" Małej Księżniczki

Nie-pierwsza nadzieja!

I jak tu nie wierzyć, że Ktoś nad tym wszystkim czuwa? :-) No to dziś uśmiecham się do Niego bardzo szeroko! Wiem, że JESTEŚ!!! :-)


niedziela, 26 maja 2013

Niedomknięte

Znamy się jakieś 3 miesiące. Najpierw było szkolenie 2,5 roku temu pewnie się na nim minęłyśmy, może nawet zamieniłyśmy kilka słów. Zaczęło się  całkiem niedawno od telefonu: "Cześć słyszałam, że organizujesz wprowadzanie na oddział dla nowych wolontariuszy, mam szkolenie chciałabym wejść"
Spotykamy się w holu szpitala. Szybka instrukcja obsługi szatni i zaczynamy spacer po oddziałach. Nie mamy dziś szczęścia maluchy nie bardzo mają ochotę na zabawę. Staram się delikatnie tłumaczyć, że czasem tak jest, że nie zawsze, że częściej brakuje nam rąk do pracy niż entuzjazmu dzieciaków, ale szpital uczy też uszanowania ciszy, elastyczności. Zniechęcenie chodzi cichutko na palcach, ukradkiem zaglądając nam w oczy.
Rzutem na taśmę podejmujemy decyzję został jeszcze jeden oddział, onkologia dzieci starszych. Teraz obie jesteśmy tak samo niepewne. Obie przecieramy szlaki, choć mnie mimo wszystko jest chyba łatwiej. Ku naszemu zdziwieniu ten oddział okazuje się strzałem w dziesiątkę. Znalazłyśmy nasz własny port- zostajemy.
.........................................................................................................................................................................
Zeszły tydzień- izolatka. Właśnie skończyłyśmy grać w chińczyka, chińską kostką, wymyśliłyśmy "krówka"- męską odmianę zwierzęcia zwanego krową i wysłuchałyśmy sprawozdania z nocnych seansów bajkowych, szpitalnego kina- nie koniecznie chcianych. Wyrzuciłyśmy maseczki, zdjęłyśmy fartuszki - wyszłyśmy z oddziału. Nagle usłyszałam:
- Nie zgadzam się, nie rozumiem, dlaczego one muszą tu być, ja wiem, że dla Ciebie to jest normalne, ale ja...
Zatrzymałam się, całą sobą utknęłam na tej chwili. Przerwałam w pół zdania.
- Nie to nie jest normalne. Też tego nie rozumiem, też się nie zgadzam. I właśnie dlatego, że się nie zgadzam tu jestem.
Dziękuję Ci K. za tamtą chwilę, dziękuję, że odkurzyłaś wszystkie moje znaki zapytania. Wiesz, na nie chyba nie da się znaleźć odpowiedzi, można je tylko wziąć ze sobą,  ponieś dalej i zgodzić się na to, że zawsze pozostaną niedomknięte jak drzwi oddziału możesz je zatrzasnąć lub otworzyć. Wiem, że Ty już wybrałaś - obie wybrałyśmy. Dobrze, że jesteś!

piątek, 3 maja 2013

5

Czuję się tam jeszcze nieswojo.  Tu są sale, tu dyżurka, tam umywalka z dezynfektorem. To wystarczy. Byłam tu wcześniej kilka razy. Niewiele zabrałam ze sobą obrazki twarzy, strzępki rozmów. Niepewność i zniechęcenie, dużo niepewności. Teraz odkrywam to miejsce na nowo, w zupełnie nowym świetle. Stawiam swoje pierwsze nieśmiałe kroki. Świeżość krępuje, ale też otwiera coś nowego. To, co nieznane zawsze budzi obawy jednocześnie jednak chroni przed rutyną, uczy pokory, a zarazem uruchamia całe pokłady świeżej energii, którą można spożytkować.
Ten oddział jest tak podobny do oddziału maluchów, a zarazem tak bardzo różny. Na razie odważyłam się wejść tylko na jedną salę. Zacumowałam i dobrze mi tam. Za każdym razem pojawiają się tu nowe buzie, chowam wszystkie. Uczę się rysów, imion, uczę się na nowo rozmawiać. Nie jest łatwo. Moja pierwsza rozmówczyni od razu wykłada karty na stół. Diagnoza to białaczka, jest bardzo świadoma swojej choroby, wie o niej dużo, mówi otwarcie i wprost. O sporcie, który kocha, o rodzeństwie, które zostało w domu, o śpiewaniu, którego brakuje. Zaurocza mnie. To dzięki niej tu zostaję. Szukamy wspólnej płaszczyzny. Nie zawsze od razu się udaje, ale pytanie: "kiedy znowu przyjdziecie?"- warte jest tych poszukiwań.
Jestem jak dziecko, które uczy się chodzić. Stąpam bardzo ostrożnie, niczego nie jestem pewna, nie wiem, czy sobie poradzę. Ale pamiętam  pierwsze dni w szpitalu. Wtedy też nie wiedziałam, nie byłam pewna. Wtedy się udało. Czasem, żeby coś drgnęło trzeba zostawić to co sprawdzone, bezpieczne i odpłynąć od brzegu. Wierzyć, że nie ma przypadków, że na wszystko jest czas, którego nie da się ani wyprzedzić, ani dogonić. Co przyniesie? Wierzę, że dużo dobrego!
Maluchów nie zostawiam, nie umiałabym, ale o tym będzie już inna notatka.