sobota, 14 grudnia 2013

Opowieść która toczy się wspak

Kiedy była młoda wojna zabrała jej błękit nieba. Ale nie będzie o tym opowiadać, bo pewnie trudno się słucha o tym bezmiarze cierpienia, o śmierci spacerującej ulicami. Zostawia to książką do historii one wiedzą jak delikatnie rozebrać fakty z emocji jak przekazać żeby nie bolało. Ustami opowieści maluje dom z solidnej cegły w centrum miasta. Dom okazuje się bezpiecznym i ciepłym wspomnieniem. Tam zawsze było wesoło i głośno. Ojciec wyjeżdżał często wspólnie z matką  opiekowała się siostrami. Najbardziej lubiła śpiewać im kołysanki. W cynkowej wannie mieszkały dziecięce strachy. Nie lubiła tych białych bałwanów mydlanej piany. Ale wtedy przychodziła mama cierpliwym delikatnym dotykiem przekonywała że jest bezpieczna. 
Minęła wojna spod sterty gruzów odradzającego się miasta ocaliła miłość. Był ślub i nadzieja. 
Mijały lata trawa zaczynała się zielenić. Bolesne wspomnienia powoli stawały się tylko wspomnieniami. Na świecie pojawił się mały Jacuś. Oczy i uroda  po tatusiu. Charakter wykapana mama. Na drugie dziecko  musieli czekać 5 długich lat. W tym czasie po raz kolejny zawali jej się świat. Choroba zabierze ukochanych rodziców oboje prawie jednocześnie.  Mijały miesiące.
Czas stał się z sprzymierzeńcem. Przyniósł małe mieszkanko ciche i spokojne na obrzeżach miasta. Po pokoju w radosnym gwarze biegały dzieci, a wieczorami  mąż dziennikarz  opowiadał o podróżach o wielkim świecie tuż za granicami Polski. Czuli się zawsze Polakami - obywatelami kraju, którego  miejsce jest w Europie. Dzieci dorosły, usamodzielniły się. Na świat przyszły wnuki. Pogoda w sercu wróżyła spokojną jesień u boku kochanego mężczyzny.  
Pogodną prognozę zdmuchną wiatr losu, który pojawia się zawsze niespodziewanie. Chwila nieuwagi na drodze właściwie nie wiadomo co się stało. Wypadek zabiera Jacka z urodą po tatusiu i  charakterem mamusi. Przecież to nie tak odwrócona kolejność. Zupełnie jakby ktoś wyrwał kartki z końca książki i wkleił w niewłaściwy rozdział opowieści. Niebo znów traci na błękicie. Trzeba będzie lat żeby znów przebiły się choć promyki słońca. Bo przecież to ich książka i opowieść musi potoczyć się dalej. Więc piszą kolejny wspólny rozdział i kiedy wydawałoby się że już wystarczy tych zwrotów akcji, ciemnych stronic jego jesień dobiega końca. Pani śmierć znów przechadza się pod ich oknami jak wtedy gdy była wojna. Tym razem robi to po cichu jak partyzantka. On umiera pogodzony z losem ona z jego odejściem nie pogodzi się nigdy.
Żyje tu i teraz w małym mieszkanku na obrzeżach miasta, z dużą ilością ciszy i fotografii. Syn daleko stąd za granicą, siostry na drugim końcu miasta, koleżanka z bloku obok pochłonięta świąteczną zawieruchą. Wolontariuszki wpadają gdzieś między zajęciami , ja wpadam. Samotność wśród ludzi najtrudniejsza z rodzai samotności. 
I tylko gdzieś to między i wciąż mam wrażenie że za mało.