niedziela, 31 marca 2013

Łzy

Wielki Piątek, doroczna Liturgia połączona z Adoracją Krzyża. Jedno wyrwane z kontekstu zdanie w homilii: "Cierpienie niewinnych zawsze pozostanie tajemnicą, zupełnie niezrozumiałą tajemnicą, na którą odpowiedzią jest tylko Chrystus." Nie wiem, jakie konkretnie sytuacje miał na myśli kapłan, nie wiem dlaczego ja odniosłam je właśnie do szpitala. Może dlatego, że bardzo dobrze pamiętam jego kazanie z zeszłego roku kiedy mówił o grobach dzieci znajdujących się na naszym cmentarzu, o tajemnicy śmierci, która czasem dotyka także je. Prawda jest taka, że tamten cytat każdy mógł odebrać inaczej, na swój sposób- każdy dobry.
Obok w ławce wysoki, elegancki mężczyzna po  50ce. Znam go dobrze zawsze uśmiechnięty, rozmowny, chętny do pomocy. Słowem człowiek orkiestra:  kochający mąż, ojciec, oddany działacz społeczny. Na co dzień silna ręka, dziś drżącą dłonią ściska chusteczkę, w którą kapie miłość, przesiąknięta tęsknotą.

To było ponad 20 lat temu. Nic nie zapowiadało tragedii. Rutynowy zabieg, narkoza miała potrwać tylko chwile. Stało się inaczej. Medyczne przyczyny są znane, pytanie dlaczego pozostało bez odpowiedzi.

Adoracja krzyża- spotkanie trzech Synów. Tego u stóp ołtarza trzymającego Krucyfiks, tego w Niebie i tego, który dziś umarł na Krzyżu.

Tej sceny nie da się opisać. Ja zobaczyłam w niej twarze, tych wszystkich rodziców, tych wszystkich Małych Świętych i te wszystkie znaki zapytania.
Tak naprawdę nie jestem w stanie tego wszystkiego sobie nawet wyobrazić. Nie jestem w stanie poczuć nawet w małej cząsteczce. Bo nigdy tego nie przeżyłam. Nie wiem nawet, czy mam prawo pisać cokolwiek w tym temacie. Pewnie nie.
Tę scenę chowam w sercu, zabieram ze sobą dalej- niech dojrzewa. Ale zostawiam ją też tutaj odkładam, aby pamiętać
Po Liturgii szybka próba organizacyjna czuwania, które zaraz ma się rozpocząć. Już nie powstrzymuje łez..
-"A. obiecaj, że zrobimy październik musimy"
-"Wiem, obiecuję" - o nic nie pyta.
Patrząc na to samo widziałyśmy zupełnie coś innego. Punktem zbierzmy była miłość.
Jak dobrze, że ona jest, ze oni są.

wtorek, 26 marca 2013

Za rękę.

Chirurgia. Kufer historii. Każda inna, każda tak jakby na chwilę, przelotem. Oddziałowa świetlica zmienia się   w prawdziwą kuźnię talentów. A to za sprawą kilku rezolutnych harcerek, które postanowiły nie pozwolić maluchom na nudę.
Chwila na organizację, spacer po salach i kolorowa salka zaczyna się zaludniać. Eksplozja entuzjazmu i twórczości.
Przy stoliku mała niespełna 8 letnia dziewczynka. Włoski delikatny ciemny blond zaczesane w dwie kitki. Z zaangażowaniem maluje obrazek. Dwa woreczki podpięte do cewnika swobodnie opadają na podłogę. Widzę w niej odbicie siebie sprzed około 14 lat. Ten sam zabieg, ten sam oddział, chyba nawet świetlica ta sama. Niezwykła chwila spotkania. Retrospekcja w czasie.

I znów dwie kitki. Tym razem ciemne, zaczesane wysoko rzucają się w oczy znad kolek wózka, na którym się porusza . Uśmiechnięte, figlarne oczy zapadają w pamięć od pierwszej chwili. Pierwszy raz spotkałyśmy się tu kilka dni temu witając wiosnę. "Chciałabym się do Ciebie przytulić mogę ? " Przytulam małe, ciepłe łapki. Jest czarująca!
 
Zaglądam do sal. Nie wszystkie maluchy mogły nas odwiedzić w świetlicy, postanawiamy wyjść im na przeciw. Trafiam do sali małej M. Śliczna, delikatna dziewczynka, o smutnej twarzy, która ma w sobie coś co przyciąga. Nie wychodzę zostaję na dłużej. M. Jest w trakcie leczenia chemioterapią. To dziwne, że spotkałyśmy się właśnie tu nie tam - na hematologii, widocznie to nie był ten czas dopiero tu miałyśmy się znaleźć. Początkowo trudno nam złapać wspólny kontakt, trafiłam w trudny moment, kiedy cały świat zdaje się być na nie. Lekarze zachęcają do chodzenia, ale to nie takie łatwe kiedy wszystko boli, a do tego prawie się nie znamy. W końcu udaje się mała dłoń w mojej dłoni - jeszcze niepewna, ale już obecna. Ruszamy na korytarz mamy przecież ważne zadanie. Rozdać kolorowanki dzieciom, które zostały na salach! Spacerujemy, zaglądamy za każde drzwi. To dzisiaj nasza najdzielniejsza wolontariuszka! Mam wrażenie, że trzymam za rękę Anioła, Anioła w aureoli z nadziei, który dzielnie kroczy po zdrowie, trzymam kciuki!!!!!!

Jak łatwo jest dawać, kiedy wszystko jest ok, jesteśmy zdrowi, uśmiechnięci, wyspani i tacy bezpieczni. Trudniej kiedy trzeba pokonać samego siebie! M. mała dziewczynka, dzielniejsza od dorosłych!!!!